00:16
Czy jesteśmy piękni?
00:16Gdybyście zapytali czternastoletnią Klaudię o to, czy uważa się za piękną, skrzywiłaby się nieznacznie i machinalnie z...
Gdybyście zapytali czternastoletnią Klaudię o to, czy uważa się za piękną,
skrzywiłaby się nieznacznie i machinalnie zaprzeczyła. Piętnastoletnia Klaudia
wywróciłaby oczami, a rok później, zapytana o to samo, uśmiechnęłaby się nieuchwytnie,
odburknęła wygodną dla cudzego ucha odpowiedzią, a wieczorem stłumiłaby płacz w
poduszce. Nie wiedziała co to znaczy kochać siebie.
Moja mama wychowała
mnie w miłości i zawsze uczyła mnie, że jestem kimś ważnym. Nie mogła lepiej
wykonać tego zadania. Jednak przez kokon miłości i bezpieczeństwa, który
tworzyła wokół mnie od pierwszego dnia, kiedy pojawiłam się na tym świecie,
przebił się świat, który miał zupełnie inne plany ukształtowania młodego
człowieka, którym się stawałam. Dorastałam w czasach, gdy naprawdę szczupłe
kobiety znajdowały się na okładkach każdej gazety, anoreksja na wybiegach była
tematem tabu, a kobiety innych rozmiarów znajdowało się jedyne w gazetkach z
odzieżą dla puszystych. Ludzie byli przyzwyczajeni do tego, by wytykać palcami
to, co budziło wizualną odrazę, odstając od wykreowanych norm i nikt specjalnie
tego nie potępiał. O kochaniu siebie po prostu się nie mówiło.
Miałam
czternaście lat, gdy ostatecznie uwierzyłam, że szczęście znajdę w niskiej
liczbie na wadze. Życie wśród rówieśników, którzy stale między sobą
konkurowali, w społeczeństwie przepełnionym zawiścią i zazdrością, sprawiło, że
ja także zapragnęłam posiadać coś, czego inni mogliby mi zazdrościć. Tak odnalazłam
chudość, która pochłonęła moje życie na sześć lat. Przez sześć lat jedyną
rzeczą, o której bez znudzenia mogłam myśleć, był mój wygląd.
Nienawidziłam każdej części mojego ciała.
Płakałam z powodu kobiecych kształtów, których wszyscy mi zazdrościli, chowałam
się w luźnych ubraniach i zasłaniałam twarz grzywką. Chciałam zmian, każdą
możliwą drogą. Od diety do diety sukcesywnie osiągałam to, czego pragnęłam.
Ciągłe starania o bycie idealną czyniły moje ciało mniejszym i zakopywały mój
potencjał głęboko na dnie. Szczęście, którego szukałam i zwycięstwo, którego oczekiwałam,
nie pojawiło się nawet po tym, gdy efekty przerosły moje początkowe oczekiwania.
Myślałam, że w szczupłym i wysportowanym ciele odnajdę satysfakcję, ale gdy patrzyłam
w lustro, wciąż byłam brzydka. I nawet kiedy chciałam nauczyć się miłości,
zrozumieć i zaakceptować siebie, bezustannie potykałam się o standardy
wykreowane przez świat, nie mogąc znaleźć drogi do tego, by pokochać m n i e .
Myślałam, że ideał da mi satysfakcję. Myślałam,
że na tym polega szczęście – na byciu wystarczająco dobrą do tego, by być
kochaną. Na byciu wystarczająco piękną, by mnie podziwiano. Oczekiwałam, że
dieta rozwiąże moje problemy, że dzięki niej magicznie poczuję pewność siebie i
odwrócę swoje życie do góry nogami. Myślałam, że zwycięstwo w pięknie przyniesie
mi świat pełen kolorów, który już nigdy nie stanie się szary i brzydki. Nie
wiedziałam, że pogoń za ideałem zmieni pstrokatą fotografię mojego życia w
smutny negatyw.
Cieszę się, że nie muszę kończyć tej historii w
tak dramatycznym odcieniu. Piszę to z uśmiechem na ustach, bo wiem, że gdybym w
jakiś magiczny sposób mogła zmaterializować się w moim pokoju w czasie, kiedy
miałam czternaście lat, usiadłabym na malinowej sofie i chwyciwszy dłoń młodej
dziewczyny, w której głowie szalały
nieokiełznane myśli pełne braku samoakceptacji, z czułością powiedziałabym : ”Proszę,
nigdy nie wątp w to, że jesteś piękna.”. Dziś już wiem, że każdy z nas jest
zjawiskowy.
Przez lata zmagałam się z wyimaginowanym obrazem
w głowie, który nawet nie przypominał mnie, ale znienawidzoną postać, której
każdy mankament był widoczny w przesadzonym kontraście. Nie mogłam oczekiwać,
że nienaganna prezencja uczyni mój świat pełnym, kiedy moja dusza niemal uschła;
kiedy nie miałam w sobie miłości, którą mogłabym walczyć z otaczającą mnie
obłudą. Bo w tym całym pięknie właśnie o to chodziło – nie o ciało, nie o
kilogramy na wadze, nie o wystające kości biodrowe, ale o to, bym w końcu
poczuła, że coś znaczę; bym poczuła, że mój świat jest pełny, bo ja sama sobie
wystarczam taka, jaka jestem.
Świat wciąż jest pełny ideałów, których nikt
nie potrafi dosięgnąć. Internet wciąż jest wypełniony ludźmi zarabiającymi na
wizualnym pięknie, których śledzą miliony osób przepełnionych pragnieniem
nieosiągalnej sławy i bogactwa. Dziś, może nawet bardziej niż kiedyś, jesteśmy
narażeni na przekonywujące sugestie świata mediów, próbujące zamknąć nasz świat
w dopuszczalnych dla siebie ramach, gdzie miejsce przy stole możesz zająć tylko
wtedy, kiedy bezwzględną pracą zasłużysz na to, by się dopasować. Poczucie
estetyki jest czymś zupełnie innym, niż piękno, ale my wciąż bezlitośnie kreujemy wizualne standardy,
którym nikt nie jest w stanie sprostać.
Myślę, że w całym tym chaosie ideałów wcale nie
chodzi o wygląd. To przepełniającą nas pustkę staramy się wypełnić czymś, co na
pierwszy rzut oka najłatwiej zmienić. Wierzymy, że jeśli ktoś uzna nas za
szczęśliwych, w końcu tacy się poczujemy; że cudze uznanie może w końcu zapewni
nam satysfakcję, a serce przestanie rwać się do rzeczy, których nie potrafimy
nazwać.
Nie wiedziałam jak nauczyć się kochać moje
ciało i czasem wciąż nie potrafię tego robić. Wiem jednak jak kochać siebie, bo
rozumiem, że jestem czymś znacznie więcej, niż liczba wyskakująca na łazienkowej
wadze. Rozumiem, że moje ciało się zmienia i każdego dnia robi wszystko, co
tylko w jego mocy, by utrzymać mnie przy życiu. Wciąż jestem za to wdzięczna.
Wiem, że czasem prawdziwa miłość to dbanie o siebie, kontrolne badanie krwi i
odpoczynek w środowy wieczór, nawet jeśli obowiązki następnych dni zaprzątają
moje myśli. Rozumiem, że czasem hormony robią ze mnie wariatkę i że dla zdrowej
relacji z samą sobą oraz moim otoczeniem, nie mogę stawiać się w pozycji
ofiary. Wiem, że za bardzo lubię słodycze i że czasem to niezdrowe, tak dużo
ich jeść. Wiem, że nic nie jest w stanie odebrać mi inteligencji i wiedzy,
którą posiadam; że serce pełne miłości jest wartością samą w sobie i nie muszę być
nikim więcej, jeśli tylko będę dobrym człowiekiem. Czasem czuję się seksownie,
czasem trochę pomarudzę na moje uda, czy brzuch, ale w sercu czuję spokój i póki
mam się tak dobrze, jestem szczęśliwa. Wyglądając tak, jak wyglądam, bo w końcu
moje serce jest pełne i podpowiada mi, że mam znacznie więcej do zaoferowania, niż
ładna buzia i płaski brzuch – swoje serce i doświadczenie, którego nikt na
świecie nie powtórzy.
W końcu rozumiem. Przez całe życie tylko jedna
rzecz była we mnie brzydka – poczucie, że nie jestem piękna. Bo jeśli żyję w
świecie, w którym istnieje coś tak malowniczego jak gwiazdy, gdzie wszystko w
jakiś magiczny sposób egzystuje tak, bym mogła żyć i jeśli jestem istotą, która
może ten świat doświadczać najpełniej ze wszystkiego, co kiedykolwiek zostało
stworzone, to znaczy, że muszę być całkiem wyjątkowa. Tak samo jak Ty. Tak samo
jak każdy z nas. Nawet ten najbardziej zagubiony i odrzucony, jest aż tak
spektakularny, że rzucono cały świat do jego stóp. I nawet jeśli będziesz się starał
z całych sił, nie ma cienia szansy, że w t a k i m świecie możesz być kimś, kto przestanie się
liczyć.