17:29
Jak prowadzić życie, którego pragniesz?
17:29Całkowicie zmotywowana już drugim z kolei mailem, w którego treści dwie cudowne osoby powiedziały mi, że w pewien sposób ofiarowałam im d...
Całkowicie zmotywowana już drugim z kolei mailem, w którego treści dwie
cudowne osoby powiedziały mi, że w pewien sposób ofiarowałam im dawkę motywacji
i podniosłam na duchu, zmotywował mnie samą do napisania czegoś nowego.
Powodem spadku częstotliwości moich postów w ciągu kilku ostatnich miesięcy
jest mój powszechnie znany perfekcjonizm. Jeśli czytaliście kiedyś mój tekst
odnośnie tego tematu (klik), wiecie o co mi chodzi. Tak, tak, moi drodzy.
Kryzys odpowiedniego momentu znów nacisnął mi na odcisk. Znów czekałam, aż będę
mogła stwierdzić, że ułożyłam sobie w życiu wszystko tak, jak chciałam; że
wszystko już rozpracowałam i mogę wysłać w świat strumienie miłości i dobrych
rad. Cóż, nie oszukujmy się – porażka po całości.
Naprawdę nie chcę być osobą, która prezentuje swoje życie światu niczym
produkt idealny, pozbawiony wad, pełen kolorowych tęczy i błyszczących
jednorożców. Nie chcę być taką osobą. Świat jest pełen ludzi, których życie
wygląda idealnie na obrazku, ale nie niesie za sobą niczego poza kompleksami, w
które wpędza wszystkich obserwatorów. Nie chcę, żeby ludzie zazdrościli mi czegokolwiek. Nie
chcę, żeby ludzie znali mnie dzięki osobom, które spotkałam, ubraniom, które
noszę, rzeczom, które kupuję, miejscom, w których bywam. Pragnę, aby ludzie
znali moje serce. To wszystko. I
dlatego, całkiem masochistycznie, postanowiłam być okrutnie szczera.
Prawda jest jedna – nie rozpracowałam życia nawet w najmniejszej jego
części. A lata, w których powinnam to robić, spędzam na martwieniu się tym, że
już dawno powinnam wszystko rozpracować. Kiedyś przeczytałam, że najgorsze co
można zrobić podczas swojej dwudziestki to myśleć, że powinno się mieć już
ułożone całe życie. No wiecie… ale żeby od razu tak boleśnie i bezpośrednio
wyłożyć mi największy błąd, który nieustannie powielam? Auć, moja duma!
Ale widzę, że to nie jest jednostkowy problem, który doskwiera tylko mojej
osobie. Obserwuję i widzę, że ludzie wokół mnie nakładają na siebie tę potworną
presję, która każe im stawać się coraz lepszymi w każdej dziedzinie życia.
Widzę, rozmawiam i rozumiem – wszyscy wciąż jesteśmy nieusatysfakcjonowani.
Miało być tak pięknie! Był plan, były chęci, była duża dawka energii… a potem
pojawiło się życie i znów coś nie poszło tak, jak powinno. Więc lepiej się
poddać, prawda? Zaplanujmy coś nowego, tym razem lepiej! Przeczytajmy kilka motywacyjnych
książek, obejrzyjmy wykład Grzesiaka i przeczesując YouTube’a w poszukiwaniu
nowej energii, zacznijmy wszystko od nowa! Nowy plan, un, deux, trois! Ale zaraz, zaraz… Co znowu poszło nie tak?
John Lennon ujął kiedyś życie prosto i prawdziwie – jest ono tym, co dzieje
się z Tobą, gdy jesteś zajęty snuciem innych planów. I tu, moi przyjaciele,
pies pogrzebany. Aż chcę się krzyczeć - ludzie, kurka wodna, mamy ogromny
problem! Mamy nieprzyjemność żyć w czasach zdominowanych przez mass media. Co
gorsza, my się tymi mediami staliśmy! Codziennie ukazujemy nasze życie obcym
osobom, poprzez wszystkie społecznościowe portale, na których utworzyliśmy
swoje profile i oto tworzymy nasze CV dla całego świata. Pokazujemy to, co
chcemy – tworzymy najlepszy obraz, na jaki nas stać. Ale sami również jesteśmy
obserwatorami cudzych poczynań w tym samym kierunku. Chcemy rzeczy, które mają
inni, bo wydaje nam się, że przedstawiony obrazek to czysta bajka, do której
ciemna strona mocy nigdy nie zagląda. I wciąż planujemy, że będziemy chudsi,
bardziej wysportowani, że nasze licealne i studenckie lata powinny być
najlepsze, że wybierzemy się w te wszystkie miejsca, które inni odwiedzają, że
my też musimy robić to, co wszyscy inni i mieć pragnienia, jak wszyscy inni. I
wszyscy, mam takie wrażenie, podświadomie dążymy do tego, co jest nam
przedstawiane jako wzór na urozmaicone i pełne wrażeń życie. I wszyscy jesteśmy
sfrustrowani, bo wciąż nie jesteśmy tak dobrzy, jak inni. Bo wciąż coś trzeba
zmienić. Bo, pomimo wszelkich prób, to wciąż nie TO. I wciąż planujemy
osiąganie tych wszystkich wyznaczonych sobie celów, nie zwracając uwagi na
najcenniejszy dar, jaki posiadamy – nasze własne, indywidualne, inne od każdego
innego życie. A czy kiedykolwiek,
chociaż raz w swoim życiu, zastanawiałeś się, że może – tak czysto
hipotetycznie – to, czego dziś pragnie świat to nie koniecznie to, czego tak
naprawdę pragniesz Ty?
Czasami obieramy sobie za wzór
jakąś postać lub grupę wyselekcjonowanych osób, które sprawiają wrażenie, jakby
całe życie przychodziło im absurdalnie łatwo i nie sprawiało żadnych problemów,
trwając w przekonaniu, że jeżeli my też tacy będziemy, szczęście zapuka do
drzwi. Jeśli mam być szczera, sama nie znam przypadku, w którym ktoś
powiedziałby, że życie życiem kogoś innego przyniosło nieograniczone pokłady
szczęścia. To jest absolutnie nielogiczne. Człowiek może być szczęśliwy tylko dopóty,
dopóki jest sobą.
Tak więc, z myślami odsianymi z
frustracji i wzorców całego świata, zachęcam nas (siebie szczególnie), abyśmy w
końcu zaczęli prowadzić życie, którego szczerze pragniemy. Zapytajmy się siebie
o podstawowe rzeczy , oczekując szczerej i klarownej odpowiedzi. No dobrze, to
może zająć trochę naszego czasu. Ale czy nie warto? Że co… że już? Ano!
Co tak naprawdę się dla nas liczy? Co wywołuje ten autentyczny, szczery
uśmiech na naszej twarzy? Czyje względy mamy na uwadze? Czy liczy się dla nas
uznanie obcych osób, czy grona najbliższych przyjaciół i rodziny? Pragniemy sławy, czy czujemy, że jej ogrom nas
przytłoczy? Jakie dokładnie są nasze marzenia? I co sprawi, że jeśli cały świat
wywróci się do góry nogami, wciąż będziemy mieli powód, dla którego warto żyć?
A gdy już skończymy odkrywać siebie na nowo, moi przyjaciele, wokół tej
odpowiedzi zorganizujmy całe swoje życie. Ponieważ, jeśli z całą szczerością
odpowiedzieliśmy na wszystkie te pytania, właśnie dostaliśmy własną,
najbardziej szczegółową mapę do szczęścia. Bez względu na to, jaka odpowiedź
padła z Waszych ust, nie będzie zła. Nie ma nic złego w pragnieniu sławy,
własnego biznesu, dalekich podróży, ale nie ma też nic złego w pragnieniu
spokojnego życia, drewnianego domku na wsi, gromadki dzieci i własnej maszyny
do szycia. Jeśli to rzeczywiście coś, czego Ty, dokładnie Ty pragniesz,
odpowiedź zawsze będzie strzałem w dziesiątkę. I nawet jeśli do osiągnięcia
Twoich planów dzieli Cię w tym momencie dystans szerokości Drogi Mlecznej, masz
przy sobie największy dar – odpowiedź, której niektórzy ludzie szukają przez
całe życie.
Nie obiecuję drogi na skróty do życia, jakiego pragniemy i sama się jej nie
spodziewam. Życie to życie. Czasem daje w kość, czasem układa się zadziwiająco
dobrze. Czasem jest tym, czego oczekujemy, czasem każe nam uzbroić się w
cierpliwość i przeczekać burzę, żeby zobaczyć tęczę (tak, tę potwornie
kolorową, ze wszystkimi błyszczącymi jednorożcami). Ale kiedyś to rozpracujemy.
Kiedyś w końcu poczujemy, że życie jest tym, czym powinno być. Po prostu nie wierzmy w to, że czyjeś plany są
naszymi własnymi pragnieniami.
Najszczęśliwsi są Ci, którzy zdecydowali się poświęcić życie wszystkiemu
temu, w co wierzą i miłują z całego serca. I pierwszy raz w swoim życiu jestem
przekonana, że mam rację.
Macie moje serce
jak na talerzu. I mimo, iż pisanie o moich lękach i nadziejach napawa mnie
niemałym strachem, czuję, że to właściwe. A jeśli pomoże to choć jednej osobie
odkryć chociaż skrawek tego, kim naprawdę jest, to moja robota skończona. I
było warto.