tekst
Życiowy biznesplan objęty całodobowym monitoringiem
20:16
Lubię sobie powtarzać, że jestem produktywnym człowiekiem. Jak sobie
zaplanuję, to zrobię i nawet walące się niebo nie powstrzyma mnie przed
wykonaniem zadania. Własne limity wyznaczmy sobie sami, więc równie skutecznie
możemy się ich pozbyć. Poza tym, podobno nie ma rzeczy niemożliwych, więc po co
owijać w bawełnę i odwlekać w nieskończoność to, co powinno być już zrobione na
wczoraj? Lubię też powtarzać, że to proste – ot tak, wstać i zmienić swoje
życie raz na zawsze. Nic bardziej mylnego.
Kubek z herbatą już dawno wystygł, czekając aż zapełnię wordowski dokument
symbolami. W zasadzie, nic nie wydawało się ciekawsze od widoku za oknem. Przez
chwilę wydawało mi się, że coś się w nim zmieniło na lepsze - w końcu powinien istnieć jakiś logiczny
powód, dla którego z nieustającym skupieniem wpatrujesz się przed siebie. Jednakże,
wszystko wciąż było takie samo jak poprzedniego dnia. Włącznie ze mną i moim
podejściem do tego, co planuję.
Chciałabym zgnieść wszystkie niesnaski, które toczę ze sobą od tygodni argumentem
o moim lenistwie. Szkopuł w tym, że leniwa nie jestem. Żaden ze mnie leser, a
ciężko pracujący obywatel. Problem w tym, że tylko wtedy, gdy czuję ciążącą na
mnie odpowiedzialność i oczekiwania, jakie wysuwają wobec mnie inni. Jeśli już
dźwigam jakiś ponadindywidualny obowiązek, pracuję jak mrówka. Komplikacje
pojawiają się dopiero w momencie, w którym jedyną osobą, która czegoś ode mnie
wymaga, jestem ja sama.
Doskonale znam to chroniczne uczucie, że brak Ci umiejętności wdrażania
swoich planów w życie. Jedni czują nieustający lęk przed możliwą porażką, inni
wciąż czekają na odpowiedni moment. Ja jestem przewodniczącą sztabu
założycielskiego drugiej brygady. Koledzy po fachu z pierwszej grupy
podpowiadają mi, że to niepokój przed nieznanymi konsekwencjami wyklucza z gry.
Ja im mówię, że głupoty gadają, bo my się niczego nie boimy. U nas to problem
zbytniej dbałości o szczegóły. Założyliśmy dobowy monitoring na własne cele i
odstrzeliwujemy niedoskonałości, jeśli tylko pojawią się w okolicy. Życie
wymaga biznesplanu i tyle w temacie.
Od siebie wymagam celności – albo trafię w sam środek tarczy, albo… nie
ma „albo”. Wszystko musi być zaplanowane tak, by rezultaty były bezbłędne.
Każdy swój cel traktuję jak kamień milowy, dlatego nie ma rzeczy zbytecznych w
tym temacie. I tu chyba pies pogrzebany. Podobno nie ma na świecie rzeczy idealnych.
Jak więc zacząć działać, skoro to właśnie tego wymaga się od swojego planu? Przecież
ja się bez fajerwerków i fanfar nie obejdę! Od zawsze czuję, że kontrola jest potrzebna,
by wyeliminować ewentualne zaskoczenia. Nie daj Boże, jeszcze bym zboczyła z
drogi i w jakieś pokrzywy wpadła, albo komuś innemu drogę przecięła! A gdyby
rezultat okazał się inny, niż moje założenia?
Niedawno utknęłam w przychodni lekarskiej na kilka godzin. Źle znoszę
tkwienie w kolejkach, bo nieprzerwanie odczuwam, że trwonię mój cenny czas.
Pełna wewnętrznej irytacji czekałam więc na swoją kolej i nieustannie dziwiłam
się cierpliwości innych ludzi. Nie mogłam pojąć jakim cudem można patrzeć z taką
biernością na przeciągające się w nieskończoność efekty (szumnie określiłam tą
nazwą zbawienny moment wejścia do gabinetu). Paradoksalnie, nie mogłam znieść bierności w
życiu innych, kiedy ja sama w swoim życiu wiecznie czekam.
W jednym ze swoich felietonów Regina Brett opowiedziała historię o czterech
żabach siedzących na kłodzie. Trzy z nich postanowiły skoczyć. Jak myślicie,
ile żab wciąż tkwiło na kłodzie? Cztery. Trzy żaby podjęły decyzję, ale nie
zdecydowały się na podjęcie działania.
Im dłużej żyję, tym mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że nie istnieje
nic takiego, jak idealny moment. Nasz życiowy biznesplan nigdy nie będzie gotowy
tak, jakbyśmy tego pragnęli. Próbując doprowadzić moją koncepcję do optimum
utknę na etapie projektu i ominie mnie cała zabawa. Planując każdy detal nie
zagwarantuję sobie lżejszej drogi. Nie ma windy na szczyt piramidy, tylko
schody. Ryzyko jest jedno – kilkakrotnie może osunąć mi się stopa (kompletnie
nie wierzę, że nikt się podczas wchodzenia na szczyt piramidy nie potknął;
jeśli tak mówi – ściemnia), ale widoki z pewnością są zdumiewające.
Ja się z mojej grupy Nałogowych Planowiczów wypisuję. Całodobowy nadzór nad
celami potrafi zmęczyć i zniechęcić. W planowaniu pozwolę sobie na lekki zamysł,
ot co. Czas pokaże co dalej. Na dzień dzisiejszy wiem jedno - nie chcę być tą żabą,
która zostaje na kłodzie.
A Wy swoje plany wdrażacie w życie od razu, czy też macie z tym problem? Dajcie znać! :)
55 komentarze
Mój problem z planowaniem wygląda nieco inaczej: planuję za dużo, myślę za dużo i obiecuję sobie za dużo. Nastawiam się na coś, a kiedy przychodzi czas na spełnienie moich zamiarów jestem już nimi znudzona i rezygnuję tylko po to, by zacząć planować coś nowego. Koło nie ma początku. Dlatego na pulpicie mam dziesiątki pierwszych rozdziałów moich amatorskich "powieści", których nigdy nie skończę i tylko ja jestem temu winna. Czasami uważam, że myślenie jednak boli. I to bardzo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, dziękując za chwilę refleksji,
Sio
filizanki.blogspot.com
Za dużo na swoje barki też nie można brać, bo człowiek się rozprasza i nie poświęca całej energii na osiągniecie czegoś, co jest dla niego najważniejsze. Może warto skupić się po prostu na jednej rzeczy? Przeforsuj ten pomysł i staraj się nie zakładać nowego dokumentu z opowiadaniem, dopóki nie napiszesz chociaż kilku rozdziałów tego pierwszego. Jednakże, dobrze Cię rozumiem - kiedyś też bardzo dużo planowałam w jednym momencie i nigdy nie spełniałam nawet połowy moich zamiarów :)
UsuńJa dziękuję za podzielenie się swoją opinią! :) x
jaa mam tysiąc pomysłow na minute i chciałabym zrobić wszystko naraz a kończy się tak że nie zrobię połowy tego co chciałam, muszę się tego koniecznie oduczyć! świetnie piszesz, bardzo przyjemnie się czyta, przeglądnęłam wcześniejsze posty i zdjęcia jakie robisz są piękne, z przyjemnością obserwuje, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś podobnie, ale zmusiłam się do tego, by nie planować więcej, niż kilku rzeczy naraz i kilka z moich zamiarów udało mi się spełnić, więc jakieś tam efekty zdecydowanie to przynosi :)
UsuńDziękuję Ci bardzo, strasznie mi miło! :)
Jestem wstrząśnięta - opisałaś stan mojego ducha i wydobylas moje myśli... Dziekuje za ten wpis. Jest znakomity. Mam nad czym rozmyślać.
OdpowiedzUsuńJakoś ciepło zrobiło mi się na serduchu po przeczytaniu tego komentarza :) Dziękuję Ci bardzo! :)
UsuńDobry plan, to połowa sukcesu i tylko konsekwentnie sie go trzymać, sukces murowany. Cokolwiek to znaczy. Niestety u mnie różnie z tym bywa. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo właśnie z tym planowaniem też trzeba uważać, żeby on sam nie pochłonął całej naszej energii. W moim przypadku niestety bardzo często się tak dzieje :)
UsuńPlanuję dużo, staram się wcześniej czy później wprowadzać w czyny plany, raczej się udaje :)
OdpowiedzUsuńW poczekalni u lekarzy niestety od 3 lat spędzam bardzo dużo czasu i można się przyzwyczaić. Zawsze z mężem zabieramy książki, krzyżówki, tablety i spokojnie czekamy na mają kolej. początkowo myślałam o stracie czasu, ale po rozmowie z lekarzem wiem że to system zawodzi a nie sam lekarz :)
A to, że czekanie nie jest winą lekarzy to akurat doskonale wiem! Bez książki bym się absolutnie nie wybrała, ale i tak czekać w przychodniach nie znoszę. Szczególnie gdy jest duszno i nie ma człowiek czym oddychać.
UsuńJa chyba należę częściowo do obu tych grup. Codziennie przyglądam się ludziom i tak sobie myślę, że przecież każdy z nich, czy to w autobusie, na uczelni czy w sklepie ma marzenia, które pragnie zrealizować i najczęściej cały worek tych, które z wielu powodów odsunął na bok. Chyba każdy chce być zdrowy, kochany, bogaty, mieć pracę pozwalającą na samorealizację i inne, bardziej przyziemne przyjemności. Nie wiem czy ktoś myśli sobie "ok, spoko, będę przeciętny, właściwie to nie chcę podróżować ani poznawać inspirujących ludzi", a przecież tak nielicznym się udaje. Właśnie dlatego czasami nachodzą mnie te wszystkie obawy, o których piszesz. No ale halo! Musi mi się udać! Dlatego się uda!
OdpowiedzUsuńŚciskam.
http://www.surrealbutnice.pl
Już chyba kiedyś nawet o tym rozmawiałyśmy :)
UsuńNo przecież, że musi! Innej możliwości nie widzę :)
Gdybyś zobaczyła moje zeszyty, notesy, organizery, kalendarze, to złapałbyś się za głowę. Albo są puste, bo mam je z zamiarem planowania, ale w końcu ich nie uzupełniam, albo są przepełnione wszystkim, co przyjdzie mi do głowy, a tak na prawdę może 1/3 z tego zostaje zrealizowana. U mnie jest to, że ja sobie za wiele wyobrażam i gdy później mi nie wychodzi tak, jak chciałam, to od razu się zniechęcam. Często też nie mogę się zmobilizować do działania i zmienienia czegoś w swoim życiu. Czasem mam tak, że nie skończę czegoś planować do końca, a z niecierpliwości już zaczynam to robić - taki spontan. Paradoksalnie, działanie z niedokończonego planu wychodzi mi lepiej, niż zaplanowane co do sekundy. Jestem maniaczką wyznaczania sobie godzin, ale później się buntuję, że nikt mnie w ramach czasowych zamknąć nie może ani nic narzucić, więc cały grafik dnia mi się rozwala. Jestem bardzo zmienna, ale też totalnie niezdecydowana.
OdpowiedzUsuńAle to się zmieni!
Zrobię sobie małą reklamę, zapowiedź, że chcę na moim blogu stworzyć tygodniowy cykl, jak zmienić swoje życie. Od poniedziałku do niedzieli codziennie będą się pojawiać posty, które mają na celu zmotywować czytelnika (posty będą różnorodne - od DIY do pogadanki, czyli wszystkie kategorie mojego bloga się pojawią). Mam już pomysł i zarys, ale teraz czas to dopieścić. Chciałabym wyrobić się z tym do kwietnia, by uporządkować swoje życie przed egzaminami. Takim planem, który mam już w głowie od października, a nadal nie mogę jakąś zacząć, jest ćwiczenie jogi. I mam zamiar właśnie w tym cyklu zacząć ćwiczyć, a co! Będzie mi bardzo miło, jeśli weźmiesz w nim udział - uwielbiam Twojego bloga i ciesze się, że widzę Cię powracającą na mojego bloga. Widzę, że mamy podobny problem i potrzebujemy bodźców, by zmienić swoje życie.
Napisałaś, że robisz wszystko szybko i najefektowniej gdy ktoś ma co do Ciebie duże nadzieje - no to wyobraź sobie, że ja w tym cyklu będę przy Tobie stać i pokładać wszelkie nadzieję, by coś się ruszyło :D.
Co do tych żab - gdyby jedna skoczyła, to i inne również. Najciężej zrobić pierwszy krok. Jednak dajmy na to, że nie my skoczymy pierwsi - czy warto za nią podążać? Ja bym chyba wolała wybrać sobie inny kierunek. Nie dlatego, że jestem niezależna :D. Dlatego, że lubię odkrywać nowe rzeczy, a nie lubię iść wydeptanymi, łatwymi ścieżkami. Wiem, że najwięcej satysfakcji będę mieć po rzeczach, do których dojdę sama, a po drodze spotkam się z wszelkimi trudnościami. Dostawanie wszystkiego za darmo nie daje takiej radości :).
Pozdrawiam,
dosmileyourself.blogspot.com
To widzę, że mamy podobną strategię - ja też wszystko muszę zmieścić w kalendarzu, zeszycie, jakkolwiek ten cel zmaterializować. Trochę się śmieję, że co nowy cel wymyślę to muszę iść do księgarni. Bez zeszytu, z motywującą okładką oczywiście, się nie obejdzie!
UsuńBo jak człowiek nie planuje wszystkiego dokładnie to jest bardziej elastyczny pod względem sposobów, jakimi może dotrzeć do celu :) Godziny też sobie wyznaczam, kupiłam nawet do tego specjalny kalendarz. Sęk w tym, że zawsze gdzieś w połowie wypadnie mi coś, czego nie mogę przeskoczyć i dewastuje mi cały plan :(
Piszę się na takie posty i z chęcią będę je czytać! :)
A ja jednak wychodzę z założenia, że najciężej wyrobić w sobie nawyk, powtarzalność tego "pierwszego kroku". Bo czy nie łatwiej powiedzieć sobie, tak dla przykładu, że od jutra się będzie zdrowo jadło i wdrożyć to w życie? No i tak też się dnia jutrzejszego stanie. Ale czy będzie już tak łatwo na kolejny dzień?
Tylko owoce własnej pracy przynoszą właściwą satysfakcję, zgadzam się w stu procentach :)
xx
Chciałabym umieć planować, a raczej w pełni realizować swój plan :)
OdpowiedzUsuńPodobno wszystkiego człowiek się może nauczyć :)
UsuńMi planowanie dawało poczucie panowania nad życiem, wszystko sobie planowałam na x lat naprzód-studia, potem znajdę pracę, wyjdę za mąż, urodzę dzieci i będę pielić domek z ogródkiem. Plany swoje a życie swoje. Niespełnione wywoływały jedynie frustrację. Więc planuję mało, i w sumie lepiej mi z tym ;)
OdpowiedzUsuńI ja chyba także muszę w tym kierunku podążać :) Trochę za bardzo skupiam się na tym, co bym chciała i jak bym chciała, a jak mówisz - plany swoje a życie swoje :)
UsuńŚwietny wpis kochana , dałaś mi coś do zrozumienia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !!!
Miło mi to słyszeć, dziękuję! :)
UsuńA ja muszę się przyznać, że kiedyś miałam straszne problemy z organizacją i planowaniem czasu, ale odkąd od początku roku prowadzę sobie kalendarzyk, jestem w stanie wszystko sobie zaplanować i wykonać, więc ja jak najbardziej jestem za planowaniem ;)
OdpowiedzUsuńKalendarzyk to akurat coś naprawdę fajnego, sama go prowadzę i nie wyobrażam sobie tego, żeby z niego zrezygnować. Ale pisałam raczej o planowaniu czasem aż nazbyt perfekcyjnym. Kalendarzyk to po prostu dobra organizacja :)
UsuńI find it quite hard to realize all my expects and dreams!
OdpowiedzUsuńI would be sooo happy if we will follow each other, if you like my blog too :)
xoxo Colli // tobeyoutiful
Jeśli chodzi o planowanie to przychodzi mi to strasznie trudno i zazwyczaj podchodzę do czegoś spontanicznie:)
OdpowiedzUsuńhttp://xsomething-positivex.blogspot.com/
Może to i lepiej? Człowiek wtedy mniej trzyma się ściśle wyznaczonej ścieżki i bardziej dostosowuje się do tego, co mu w danej chwili oferuje los :)
UsuńJestem typem perfekcjonistki, i jeżeli choć jedna minuta pójdzie tak jak ja nie chcę, to już popadam w jakieś histerie etc. Muszę być w wszystkim najlepsza, spośród mojego otoczenia, i czasem stawiam sobie przypadkowo jakieś wyimagowane cele, ale nigdy ich nie zostawię i muszę dokonać tego. Mam bardzo rozległy charakter i chyba nie ma słów by go opisać.
OdpowiedzUsuńDla przykładu: nie znoszę siatkówki, ale kiedy ktoś mi powiedział, że nie potrafię grać, od tamtego czasu trenuję ile sił i wyciskam z siebie siódme poty, żeby tylko pojechać na zawody i pokazać tej osobie.
Jestem jak Spencer z PLL, swoją drogą, moja ulubiona postać: jest w niej tak wiele mnie! Nieznośna siostra [S. - Melissa.], "przyjaciółka", która rywalizuje z mną na każdym kroku [Courtney/Ali], perfekcjonistka do szaleństwa.
Nie przewiduję, że coś pójdzie nie po mojej myśli.. Marzę i planuję przez bardzo wiele czasu, no ale skoro coś nie wyjdzie, improwizuję i wracam do dalszych "punktów".
Mam za dużo na głowie, więc często zapominam, dlatego zapisuję od dzisiaj, to co ważne i obowiązkowe.
No ale nic, przez Ali złapałam deprechę!
Jak Alison może być jednocześnie tak zajebistą suką i tak boską postacią? :c
sage-servant1.blogspot.com
Ja też zdecydowanie jestem perfekcjonistką, ale chyba nie tak dużą jak Ty :)
UsuńSpencer jest bezbłędna. Także uważam ją za mój ulubiony charakter w PLL :)
Nie wiem, Ali doprowadza mnie czasem do szału. Na przemian robią z niej czarny charakter i ofiarę, więc już mnie to zmęczyło :P
Tylko pozazdrościć organizacji :)
OdpowiedzUsuńOrganizacji może i tak, perfekcjonizmu niekoniecznie :P
UsuńFaktycznie się zgrałyśmy:)
OdpowiedzUsuńMi w ogóle nasunęła się taka myśl, podczas czytania właśnie, że nieraz...lenistwo jest potrzebne. W sensie, człowiek nie może przecież stale być na najwyższych obrotach. Nie wyrobiłby nikt, nawet słynni w pracoholizmie Japończycy nie wytrzymują, no nie?:D
I idealne plany też nie istnieją bo...w życiu przecież wszystkiego nie przewidzimy, no nie?:)
Ja bym to po prostu nazwała odpoczynkiem. Nawet jeśli polegałby po prostu na leżeniu przed telewizorem przez cały weekend :P
UsuńNo ja się właśnie czasem zastanawiam, czy oni nie są przypadkiem niezniszczalni :D
Oczywiście, że nie przewidzimy. Chyba właśnie dokładnie to muszę sobie w końcu zacząć tłumaczyć :)
Ja mam niestety problem z tym że czasami oczekuje od siebie zbyt dużo a wtedy doba to dla mnie za mało mimo iż nauczyłam się wykonywać kilka czynności na raz nawet w pracy to dom, studia, kariera zawodowa, zdrowie i życie uczuciowe na raz to niezły bajzel jak na jedną osobę :)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod petycją o wydłużenie doby. Dla mnie 24h to też zdecydowanie za mało :)
UsuńU mnie nie ma raczej większych problemów z wdrażaniem planów, o wiele większe problemy są z samym ich tworzeniem. Jestem osobą, która od dłuższego czasu nie potrafi znaleźć żadnego celu ani marzenia, chociaż obecnie żyję tylko pisaniem pracy magisterskiej, która jako jedyne moje zajęcie zostaje odwlekana na "jutro". Hm... więc może jest tak, że przy małej liczbie obowiązków maleje moja wydajność? Tak właśnie racze jest. Lubię mieć dużo na głowie, chociaż wiem, jak to brzmi.
OdpowiedzUsuńTeż nienawidzę czekać w kolejkach więc gdy wybieram się do ośrodka muszę mieć trzy rzeczy: internet w telefonie, gazetę lub książkę i krzyżówki :)
Brzmi to bardzo znajomo, bo ja też lubię mieć dużo na głowie. Zdecydowanie lepiej i szczęśliwiej się czuję latając cały czas po mieście, robiąc coś nieustannie w domu (tylko nie nauka na kolejny egzamin, błagam!), niż siedząc przed laptopem.
UsuńO krzyżówkach jeszcze nie myślałam... przetestuję!
To zależy jaki plan mam wdrożyć.Ale raczej długo się zastanawiam zanim coś zrobię.W końcu nie chcę się martwić,że jakaś decyzja będzie nieprzemyślana i będę potem miała przez nią kłopoty.
OdpowiedzUsuńNo jasne, warto wiedzieć na co się człowiek decyduje :)
UsuńJa mam niestety z tym spory problem, zazwyczaj dopada mnie brak odpowiedniej motywacji, może o tym napisałabyś posta, ten wyszedł Ci znakomicie ;)
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG, gorąco zapraszam ! ♥
Dziękuję i zdecydowanie o tym pomyślę! :)
UsuńWiem, że piszę to po raz setny, ale uwielbiam twój styl pisania! :)
OdpowiedzUsuńJa również jestem osobą, który musi mieć plan na przyszłość i zaplanowaną każdą możliwość. Na chwilę obecną: wiem, na jaką uczelnię i kierunek pójdę, planuję mieszkanie, oglądam ceny i pytam znajomych, czy również się tam wybierają aby razem wynająć mieszkanie. Jeżeli z kolei nie zdam matury, pójdę do pracy i na półroczne Au Pair (w którego temacie już wiem chyba wszystko), a późnię poprawię maturę.
Tak, masz rację. To smutne, ale prawdziwe. Planowanie czasem jest głupotą, bo większość spontanicznych ludzi wychodzi na swoich wyborach lepiej, jednak ja jeszcze nie jestem na etapie "uwolnienia się" z więzi planów :) Uważam, że lepsze to niż nic. Po prostu nie mogę żyć bez planu, bo czuję się zagubiona. Czekając na właściwy moment też niestety muszę, bo bardzo chcę podróżować, ale zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze nie mam za co no i wypadałoby jednak w dzisiejszych czasach jakieś studia (bądź szkołę ponad licealną) skończyć. Poza tym, przecież na studiach są różne programy międzynarodowe i na pewną w takim wezmę udział, jeśli tylko będę mieć szansę :)
Tak na marginesie, podoba mi się twój nagłówek :)
Zapraszam! zuzu-zuzannaxx.blogspot.com
Bardzo, bardzo Ci dziękuję! :)
UsuńAle to dobrze mieć jakiś plan na przyszłość, szczególnie jeśli jest bardzo racjonalny - tak jak Twój. Ogólnie planowania nie nazwałabym głupotą, jeśli nie wkładamy w nie całej energii. A ja bardzo często niestety to robię. Doskonale Cię więc rozumiem :)
Dziękuję! :)
Co tu dużo mówic ...
OdpowiedzUsuńtwój post jest świetny :)
wspolna obserwacja ? http://paperlifex33.blogspot.com/ zacznij i daj znać :)
Dziękuję ;)
UsuńJa mam bardzo duży problem z wdrażaniem swoich planów, tylko że ja raczej jestem leniwa, więc może tym jest to spowodowane.
OdpowiedzUsuńNo to akurat bardzo prawdopodobne :P
Usuńja mam podobnie do Ciebie - jeżeli goni mnie termin albo wiem, że ktoś bardzo na mnie polega, wtedy się spinam i wszystko robię bardzo szybko i sprawnie, a jeżeli wiem, że mam dużo czasu i pewną dowolność, to nie mogę się zmobilizować. tak samo teraz - piszę pracę magisterską, mam jeszcze jakieś 2-3 miesiące, żeby ją oddać, więc zamiast się wziąć za siebie i skończyć, żeby móc się zająć czymś innym, to napiszę stronę i zajmuję się czymś innym, niby coś robię, ale wiem, że gdybym miała mniej czasu, to mogłabym więcej.
OdpowiedzUsuńtak, dostaję je za darmo, tzn. dopiero jedną dostałam, ale liczę na więcej :)
Tak to już jest, że z oczekiwań innych rodzi się motywacja :)
UsuńKurczę pieczone.. napisałam komentarz i jakimś cudem go usunęłam.. No nic, napiszę jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuńJa bardzo dużo planuję. Ale z powodu wielu czynników (niekiedy losowych), nie mogę zrealizować swoich zamierzonych działań. Wiele już mi się udało (zmusiłam się do systematycznych treningów), ale wiele również przede mną. Jednak, aby mi się to wszystko udało, muszę najpierw zorganizować swoje życie i swój czas. A z tym głównie mam problem. Czasami poupycham sobie na jeden dzień zbyt wiele zadań i nie jestem w stanie ich potem wykonać => w efekcie niewiele robię, a wtedy czuję, że trwonię czas. Ale próbuję to zmienić!! :)
Pozdrawiam
Koooty-za-ploty
Często mam niestety bardzo podobnie. Wszystko na raz chcę wdrożyć w życie i w ostateczności rezygnuję ze wszystkiego, bo nie stać mnie na poświęcenie czasu każdemu z planów :)
UsuńAle cudownie, że udało Ci się odwiedzić Stany bardzo zazdroszczę, ale wierzę, że i mi się to kiedyś uda :)
OdpowiedzUsuńObserwuje mam nadzieję, że mój blog też Ci się spodoba :)
Bardzo proszę Cię o pomoc dla ciebie to chwila, a dla mnie znaczy bardzo wiele :) girllrauhl.blogspot.com Jeśli ty potrzebujesz pomocy napisz na pewno pomogę! :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPlany wcielane w życie? Wyłącznie takie pobieżne ;) Z uwzględnieniem tego, co jest ważne, a co mniej. Trzeba brać pod uwagę czynniki losowe :)
OdpowiedzUsuńTo akurat prawda - ja się jeszcze muszę nauczyć, że losu nie opanuję nawet dobrym planem :)
Usuń"Własne limity wyznaczmy sobie sami, więc równie skutecznie możemy się ich pozbyć" - bardzo dziękuję Ci za to wartościowe zdanie. W swojej prostocie od razu trafia w samo sedno! Tak jak piszesz dalej - w sam środek tarczy... : )
OdpowiedzUsuńCałkowicie zgadzam się z Twoim wpisem. I powoli chyba zacznę przekonywać się do Reginy Brett...
Och, jak miło mi to słyszeć! To ja dziękuję za poświęcenie czasu na przeczytanie mojego tekstu :) <3
Usuń