W takie dni jak
ten, szare i pochmurne, z uśmiechem na ustach i rozmarzeniem wracam do lata.
Jestem meteopatą z krwi i kości. Kiedy na niebie góruje piękne słońce jestem w
stanie podbić cały świat, ale kiedy tylko znika ono z pola widzenia nie mam
nawet siły na podniesienie ręki. Jedyne o czym marzę w ciągu takiego dnia,
kiedy niebo spowite jest chmurami przypominającymi szarą, dymną powłokę to
kubek gorącej kawy, koc i laptop. A potem już tylko stukając w klawisze kreuję
słowa, dzięki którym mogę tworzyć moją własną, odrobinę bardziej radosną
rzeczywistość.
Jakiś czas temu
uznałam, że zachorowałam na podróże. To naprawdę czasem jedyna rzecz, która
potrafi przywrócić mnie do stanu używalności. Bo przyznaję, czasem jak już
postanowię zgrać się z pogodą i ulec jej depresyjnemu nastojowi, próżno mnie
motywować do działania, dopóki gdzieś nie padnie promyk słońca. Ale podróże są
dla mnie trochę jak lekarstwo. Ilekroć czuję, że nie mam siły czegoś zrobić i
już nawet nie chcę się starać, by dokończyć to, co zaczęłam, gdy jeszcze tę siłę miałam, myślę o podróżach. O tym jak wiele zostało jeszcze na tym świecie
do zobaczenia, jak wielu historii miejscowych jeszcze nie usłyszałam i jak
wiele zachwytów jeszcze przede mną. Ilekroć tracę motywację i chęć do działania,
myślę właśnie o podróżach. O celu, za jaki obrałam sobie poznawanie świata. A
gdy w końcu uświadamiam sobie, że bez pracy to rzeczywiście nie ma kołaczy i by
móc spełniać marzenia, czasem po prostu muszę działać wbrew temu, co wydaje się
największym ograniczeniem – gdzieś się zaczyna iskrzyć ta przysłonięta moc do
działania.
Myślę, że nic nie
jest w stanie powstrzymać człowieka od osiągnięcia celów, jeżeli jest pełen
pasji do tego, co robi. Czasem znalezienie rzeczy, która rozświetli nawet
najbardziej pochmurny dzień jest najlepszą rzeczą, jaką można zrobić dla samego
siebie :)
A jeśli już
wystukanie na klawiaturze swojego nastroju mam za sobą, czas wnieść trochę lata
do tego zimowego i przytłaczającego dnia!
Jak już tak dziś
narzekam na pogodę to przyznam się Wam, że mam wyjątkową zdolność do
przyciągania za sobą jakiś anomalii pogodowych gdziekolwiek pojadę. W Chicago
trafiłam na najgorętszy dzień lata w przeciągu kilku lat. Było tak gorąco, że
nawet nie wiedziałam o czym myśleć. Nawet moja mrożona herbata zamieniła się w
napój letni dosłownie po pięciu minutach. Tak więc muszę przyznać, że wybrawszy
się na zwiedzanie miasta przeżyłam tego dnia prawdziwą szkołę przetrwania.
Gorąc był tak
uciążliwy, że postanowiłyśmy się przed nim schować w cieniu drzew. I tak w
planie miałyśmy odwiedzenie Millennium Park, więc wydało się to najlepszą
opcją. Ku naszej rozpaczy – ani śladu cienia. Ale przynajmniej widoki były
zadowalające!
Millennium Park
słynie z tego, że więcej w nim dzieł sztuki, niż drzew. To właśnie tutaj
ulokowana jest znana wszystkim Cloud Gate, którą ja wolę nazywać chicagowską
fasolką :)
Poza tą główną atrakcją,
w parku znajduje się multum rzeźb i dwie najbardziej dziwne, a zarazem
najciekawsze fontanny jakie w życiu widziałam. Zaprojektowana przez Jaume’a Plensa Crown Fountain to dwa ogromne,
szklane bloki, na których wyświetlane są twarze ludzi. Gdy tylko usta zwijają
się w „dziubek”, zaczyna z nich lecieć strumień wody. Pomysł jest prześwietny i
przyciąga tłumy pragnących się ochłodzić ludzi!
(zdjęcie jest z innego dnia, dlatego niebo nie jest już takie ładne)
Niestety nie udało
nam się skryć w cieniu, a głód dał o sobie znać, więc postanowiłyśmy udać się na typowe,
chicagowskie śniadanie – pancakes. Przebiłyśmy się przez rozgrzane do
czerwoności miasto, robiąc po drodze kilka zdjęć i uciekłyśmy w objęcia
klimatyzacji.
(mam obsesję na punkcie flag, sami zobaczycie)
To w zasadzie
najważniejszy punkt tej relacji, bo gwarantuję Wam, że nigdzie nie zjecie nic
lepszego. Gorąco polecam wszystkim The Orginal Pancake House - szczególnie
pierwszą, oryginalną restaurację na Bellevue w Chicago. Atmosfera jest nieziemska - mała, drewniana
chatka w bogatej dzielnicy, między drapaczami chmur i ekskluzywnymi
restauracjami. Ma tak niesamowity urok, że śniadanie tam to sama przyjemność!
Jako miłośniczka
tych popularnych naleśników nie mogłam się powstrzymać przed odwiedzeniem tego
urokliwego zakątka. Za wielką porcję tego nieba dla podniebienia zapłaciłam
zaledwie osiem dolarów. Na moim talerzu zagościła moja ulubiona odmiana -
bananowe pancakes. Puszyste, słodkie a w połączeniu z syropem klonowym - nic
tylko jeść cały poranek!
* Z takich „kulinarnych
obowiązków” na waszej liście powinna znaleźć się jeszcze chicagowska „głęboka”
pizza - podobno najlepsza w Pizzerii
Uno.
Z Bellevue do plaży
jest rzut beretem, więc to właśnie tam postanowiłyśmy się wybrać po zjedzeniu
lunchu. Niestety, było tak gorąco, że nie mogłyśmy wytrzymać tam nawet godziny.
Naprawdę podziwiam
ludzi, którzy mogą wylegiwać się w słońcu cały dzień. To zdecydowanie rzecz, do
której się nie nadaję.
Widok z plaży był jednak
piękny, więc chociażby dla niego warto było się tam wybrać!
Klimatyzacja
okazała się dla nas tego dnia najlepszym przyjacielem. Centrum handlowe było
zapełnione ludźmi, więc popędziłyśmy do najbliższego muzeum. Padło na Museum of
Contemporary Art.
Od razu się
przyznaję, że nie przepadam za muzeami z tego względu, że rzadko kiedy potrafią
mnie czymś zaskoczyć. Nie jestem koneserem sztuki i jedyne na czym bazuję to
moje własne poczucie estetyczne. Krótko mówiąc - lubię to, co cieszy oczy (muzea
historyczne to zupełnie inna bajka). Dlatego wolę „zwiedzanie w terenie”.
Jednakże to muzeum miło mnie zaskoczyło kilkoma dziełami i myślę, że jako
kompletny laik w tej dziedzinie mogę je Wam polecić :)
Mój faworyt to dwie
fotografie, które kompletnie mnie oczarowały. Prawdopodobnie stało się tak ze
względu na taneczny motyw tego dzieła. Dzieło to porusza problem tolerancji. Jedna
z baletnic jest czarnoskóra. Z tego co pamiętam, fotografie nosiły nazwę „Black
Swan”, nawiązującej do baletu „Jezioro Łabędzie”, którego bohaterkami są
łudząco podobne do siebie kobiety – Odetta, zaklęta w łabędzia oraz Odylia,
córka czarnoksiężnika (czarny charakter). Myślę, że nie potrzeba zbyt dużo, by
odgadnąć sens ukryty za tymi fotografiami. Szczerze mówiąc, dawno nic nie
zrobiło na mnie takiego wrażenia – dzieło oddało więcej niż tysiąc słów :)
65 komentarze
Zachwyciła mnie ta fontanna, z człowiekiem, z zamkniętymi oczyma ;)
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG, gorąco zapraszam ! ♥
Można czytać twój blog całymi dniami! :) Przez ciebie teraz mam ochotę na naleśniki, też uwielbiam z bananami. Nie wiem jak wytrzymałaś ten gorąc, ale szacunek, bo ja nawet w polskie lato zdycham :D Również podobają mi się te dwa dzieła sztuki :)
OdpowiedzUsuńZapraszam! zuzu-zuzannaxx.blogspot.com
Ojejku, dziękuję! :) Sama nabrałam ochoty... Już wiem co jutro zrobię na śniadanie, haha.
UsuńUwielbiam USA, z chęcią bym się tam wybrała, zazdroszczę Ci bardzo! a szczególnie tych naleśników :) w Chicago jest tyle ciekawych miejsc!
OdpowiedzUsuńRecenzje Anzu [klik]
Zdecydowanie bardzo ciekawe miasto! :)
UsuńJa również tak mam. Lato to zdecydowanie moja pora roku! Sama uwielbiam podróżować, w te wakacje czeka mnie Francja i Anglia. Świetnie zdjęcia, jak z resztą zwykle. Poza tym, zrobiłaś mi taką ochotę na naleśniki! Pycha.
OdpowiedzUsuńalenajpierwkawa.blogspot.com
Lato zdecydowanie na "tak", ale tylko wtedy, gdy temperatury nie sprawiają, że mózg mi się gotuje :P
UsuńFrancja i Anglia - zazdroszczę! Tym razem to jak czekam na relacje :)
Na szczęście zaczyna się już ocieplać i słoneczko coraz częściej raczy nas swoimi promieniami, także mam nadzieję, że Twoje samopoczucie będzie lepsze niż teraz zimą ;)
OdpowiedzUsuńZachwyciłam się Chicago w trakcie czytania Twojego posta! Szczególnie chciałabym zobaczyć tę słynną fasolkę oraz zjeść takie śniadanie, narobiłaś mi smaka! :) Podróż do USA jest jak na razie odległym marzeniem, ale mam nadzieję, że kiedyś uda mi się je zrealizować :D
Ja już tylko wyczekuję wiosny! :)
UsuńFasolka ma coś w sobie, zdecydowanie :)
Ta fontanna cudowna ! Nigdy o niej nie słyszałam. No i te naleśniki ♥ Aż się głodna zrobiłam :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
http://you-always-be.blogspot.com
Naleśniki są bezkonkurencyjne!
UsuńZazdroszczę pobytu w Chicago. Mój ojciec lata tam co roku i jeszcze nie miałam okazji się z nim zabrać, ale mam nadzieję, że kiedyś mi się uda nadrobić zaległość.
OdpowiedzUsuńWarto skorzystać przy okazji, którejś z wycieczek taty, bo jest co podziwiać :)
UsuńChicagowska fasolka... Muszę przyznać, że to chyba jeden z najbardziej interesujących i absolutnie nikomu nie potrzebnych przedmiotów znajdujących się na tej planecie. Naprawdę, fascynuje mnie "to coś". Poza tym
OdpowiedzUsuń- fontanna z twarzą. Chociaż dość krytycznie podchodzę do tematu sztuki współczesnej, to to dzieło niewątpliwie mnie zachwyca, a sam pomysł jest wprost genialny!
Pozdrawiam i czekam na nowe posty dotyczące Chicago, w którym dzięki Tobie powoli zaczynam się zakochiwać :-)
Sio
PS W kwestii miłości do naleśników jesteśmy już dwie: ja również je uwielbiam! Specjalnie poleciałabym do Chicago, żeby spróbować tych Twoich, bo wyglądają bardzo, baaardzo apetycznie...
Rzeczywiście ta fasolka jest przedziwna... Ale ludzi tam więcej niż mrówek w mrowisku, tak więc spełniła swoje zadanie i przyciąga tłumy :)
UsuńJa wciąż szukam w Polsce choć w połowie tak dobrych, ale jeszcze nie znalazłam :(
Daj więc znać, jeśli znajdziesz :D
UsuńPierwsze co zrobię! :)
UsuńJaka cudowna pogoda. Tam jest zawsze tak pięknie i ciepło? :) Chciałabym, żeby u nas tak można było cały czas chodzić w ubraniach nie-zimowych, których mam już dość.
OdpowiedzUsuńW zasadzie to w Chicago bywają znacznie bardziej srogie zimy niż u nas :) Ale to lato było zdecydowanie bardzo ciepłe :)
UsuńMam to samo - wolałabym, żeby trochę ten klimat jednak był u nas łagodniejszy :c
Właśnie się zastanawiałam po napisaniu komentarza wyżej, w której strefie klimatycznej znajduje się Chicago. Wiesz... wstyd się przyznać, ale z geografii jestem bardzo cienka xD
UsuńOstatnio i tak jest dużo lepiej, bo nie pamiętam kiedy ostatni raz całą zimę leżał śnieg i było naprawdę bardzo zimno. W ciągu ostatnich lat mrozy trwają po kilka dni, a nie miesięcy, ale przez to wydaje się jakby klimat w Polsce polegał na tym, że mamy 3 miesiące lata i 9 miesięcy jesieni.
Ostatnio zasypało nas tak mocno chyba 2-3 lata temu... Zima rzeczywiście jest łagodniejsza, ale przez to także lato jest strasznie marne :(
UsuńAle ten śnieg był i tak nietypowy bo z tego co pamiętam to był on w święta wielkanocne lub dopiero w maju :)
UsuńWow! ja podróżuję na razie tylko myślami ;) góra naleśników wygląda niesamowicie smacznie ;) takie to typowo amerykańskie te naleśniki/placuszki ;)
OdpowiedzUsuńCierpliwość przydaje się w każdym hobby ;)
W podróżowaniu myślami również się specjalizuję :P
UsuńPrzyznam, że ja też przyciągam dziwną pogodę. Kiedy byłam na Saharze zaczęła się burza. Pierwszy deszcz od 30 lat. I to akurat wtedy kiedy ja po raz kolejny chciałam się nacieszyć piaskiem pustyni.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia i miejsca. Może kiedyś się tam pojawię :-).
Pozdrawiam,
Ja, Pingwinek
No dobra, Twój przypadek jest znacznie bardziej drastyczny - burza na Saharze to jednak coś :P
UsuńHaha, niezły pomysł na fontannę ;D A w taki upał to nie zjadłabym chyba niczego. Ewentualnie sorbet ;) Budzisz chęć podróżowania, fajnie napisany post ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło mi to słyszeć! :)
UsuńW USA, jak zresztą pewnie wszędzie na świecie, bardziej pociąga mnie dzik przyroda i wędrówki choćby po górach...ale Chicago, podobne jak Stambuł czy Barcelona jest jednym z niewielu miast, które chciałabym jednak odwiedzić. A cóż...zachęciłaś jeszcze bardziej:)
OdpowiedzUsuńZ dzikiej przyrody miałam szansę obejrzeć Niagarę i rzeczywiście robi wrażenie :)
UsuńPolecam, nawet jeśli wolisz naturę - Chicago nie jest tak chaotyczne i głośne jak reszta wielkich miast :)
Widoki są świetne!
OdpowiedzUsuńObserwuję i liczę na uczciwy rewanż.
paulan01.blogspot.com/
Zachwycające zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńJa przyciągam w podróżach chmury i deszcz, niestety :)
Dzięki! :)
UsuńUff, to ja na (nie?)szczęście tylko upały :P
The Orginal Pancake House uwielbiam! Zawsze wpadamy tam z chłopakiem, bo faktycznie klimat jest świetny, jak w mało której knajpie! :)
OdpowiedzUsuńO, no proszę! Więc mam kogoś na poparcie moich słów! :)
UsuńTrochę jakby wyrwana z nowoczesnej rzeczywistości :)
ach, rozmarzyłam się i zachciało mi się lata i podróży dzięki tym zdjęciom... ;)
OdpowiedzUsuńMiło mi to słyszeć :)
UsuńPiękne zdjęcia, jedzenie, klimat i piękna ty! Dałabym dużo za wyrwanie się tam choć na chwile. Bardzo podoba mi się twój post ;)
OdpowiedzUsuńniutta.blogspot.com
-Niuta.
Dziękuję Ci bardzo! :)
Usuń'Zachorowałam na podróże' - ale to chyba całkiem fajna choroba ;).
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, miejsca, zupełnie inna kultura i przede wszystkim ludzie - co jak dla mnie - nawet widać na zdjęciach ;). Ach naleśniki... 'Jedzeniowo' jestem bardzo wybredna, ale naleśniki uwielbiam chyba pod każdą postacią na słodko! Są numerem jeden :D I zauważyłam, że dbasz o zdrowe odżywianie, co raczej rzadkie w dzisiejszych czasach ;). Jednak też czasami lubię o to zadbać, a etykietki przed zakupem czegoś czytam nałogowo :D.
Zdecydowanie najprzyjemniejsza ze wszystkich, które mnie dotknęły :P
UsuńLudzie rzeczywiście zupełnie inni. W dużej mierze zaskakują pozytywnie, ale czasem ta inność daje też o sobie znać z tej gorszej strony :)
Zwariowałam na punkcie zdrowego żywienia już dawno... choć teraz to już prawie każdy jest "fit" :P
Etykiety to podstawa, bez tego się nie obejdzie! :D
Zazdroszczę podróży w tak piękne miejsce! Chciałabym również w przyszłości je zwiedzić. Zdjęcia są bajeczne! Nie potrafię już doczekać się takiej pogody w Polsce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ♥,
yudemere
Dziękuję bardzo! :)
UsuńJa również już wyczekuję lata :)
Piękne zdjęcia :) Rozmarzyłam się o swoich podróżach...
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie, dopiero zaczynam :)
http://amira-asante.blogspot.com/
Jejku, pięknie tam jest :) Śliczne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńhttp://przyszopceuszatych.blogspot.com/
Szaro mi w Warszawie, bo mieszkam w centrum, w blokowisku :D Ale poprzednie miejsce zamieszkania było zdecydowanie bardziej zielone ;)
OdpowiedzUsuńUff, a już myślałam, że to ogólne zdanie na temat Warszawy :P
UsuńHej! Zostałaś nominowana do LBA! ;) Szczegóły tutaj: http://loolca.blogspot.com/2015/03/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dzięki, bardzo mi miło! :)
UsuńKurczę, zawsze jestem pod wrażeniem Twoich notek. Za każdym razem piszesz tak luźno, w świetnej formie przekazujesz nam wszystko, co powinniśmy wiedzieć, ale nie zasypujesz nas niepotrzebnymi informacjami. Ekstra! :).
OdpowiedzUsuńCo do notki - taka lecznicza działalność podróży jest bardzo przydatna :). Ale masz chyba jeszcze jedną leczniczą umiejętność. Widziałaś może w którejś z gazet, gdzie dodane było zdjęcie ręki znachora, a jak się jej dotknęło i przytrzymało, to miała leczyć? :D. Tak teraz ja, będąc chora, gdzie żaden lek nie pomagał, po przeczytaniu tej notki znów poczułam się tak, jakbym tam z Tobą była i od razu było mi lepiej :D:).
O zdjęciach się nie będę wypowiadać już, bo tak głupio ciągle chwalić i chwalić... Chciałabym znaleźć coś, co nie będzie dobre w tym blogu! :D.
Co do naleśniczków - mmm, ubóstwiam! Takie domowe są pyszne, ale pewnie te "na miejscu" są o wiele lepsze, niż te, które sami robimy :D. Też zresztą uwielbiam bananowe, ale dodaje jeszcze do nich kokos :D. A muszę się przyznać, że syropu klonowego nigdy nie próbowałam nawet, a mam na niego wielką chęć!
Takie upały to ja lubię bardzo! Mimo, że się męczę na słońcu szybko, to wolę, żeby było tak gorąco niż zimno!
Pozdrawiam i dziękuję, że do mnie wpadłaś (a właściwie wróciłaś :)),
dosmileyourself.blogspot.com
Tak w ogóle, to się dopiero skapnęłam, że koniec końców, zapomniałam dodać Twojego bloga do listy czytelniczej! Nie wiem, jak to się stało, wybacz. Dodaję już Twojego bloga do zakładki "friends" na moim blogu :). Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Dodatkowo zostawiam obserwację, co bym miała powiadomienie o następnych postach :).
UsuńMamusiu, dziękuję Ci bardzo za tyle miłych słów! Cieszę się, że mogłam Cię choć na chwilę wyrwać z choroby i zabrać ze sobą do słonecznego miejsca :)
UsuńKokos to także świetny dodatek; choć ja preferuję bananowe głównie z tego względu, że same w sobie są już po prostu słodkie i nie trzeba do nich dosypywać masy cukru, etc. :) Syrop klonowy ma chyba podzielne opinie - ja go lubię, choć wolę znacznie bardziej daktylowy. Ale zachęcam do spróbowania, bo może Tobie bardzo zasmakuje! :)
No coś Ty, oczywiście, że nie mam nic przeciwko! Wręcz bardzo mi miło :)
Też uwielbiam podróże, a USA to jedno z moich marzeń ;-) Dodaję do obserwowanych i na pewno będę często zaglądać :)
OdpowiedzUsuńPs. świetne zdjęcia :)
www.jlw-lifestyle.blogspot.com
Dziękuję bardzo! :)
UsuńTak bardzo Ci zazdroszczę! Ja jedynie gdzie byłam za granicą to Holandia i Czechy. Porażka. Chciałabym bardzo podróżować, ale brak mi towarzysza. Może z czasem będę miała okazję pozwiedzać trochę świata :)
OdpowiedzUsuńCo do klubu dawców to nic bardziej banalnego. https://www.dawca.pl wypełniasz i czekasz :)
A ja Ci bardzo zazdroszczę Holandii, bo marzy mi się Amsterdam! Niestety póki co go nie widziałam :(
UsuńDziękuję Ci bardzo za informację :) x
Przez Twój piękny opis Chicago zachciałam je bardzo odwiedzić, dlatego też zapisuje je do swojej listy "Muszę odwiedzić".
OdpowiedzUsuńFontanny, które pokazałaś ma zdjęciach są genialne! Chciałabym je kiedyś zobaczyć i zrobić im zdjęcia :)
Twoje zdjęcia są przepiękne <33
dusiowata-dusia.blogspot.com
Dziękuję Ci ślicznie! :) Chicago zdecydowanie warto odwiedzić, więc na liście jest koniecznością!
UsuńOoooo, mam Cloud Gate na tapecie na laptopie, a nie wiedziałam co to jest ani jak się nazywa, ani nic, więc dziękuję za niezamierzone uświadomienie! :D Wszystkie zdjęcia są takie kolorowe, radosne, ciepłe (ale nie gorące!), że jeszcze bardziej nie mogę się doczekać nadejścia naszej polskiej pani wiosny.
OdpowiedzUsuńA przez naleśniki zrobiłam się taka głodna :(
Hahaha, no proszę! Nawet nie wiedziałam, że mogę kogoś nieumyślnie oświecić :)
UsuńWiosna już za pasem, już to czuć :)
kurczę, pięknie tam! a naleśniki (?) wyglądają zabójczo!
OdpowiedzUsuńja w sumie nie jestem wielką fanką podróży, czasem mi się zachce gdzieś ruszyć dupsko, ale z drugiej strony wolę odkładać kasę na coś, co będę miała na dłużej i przez to rzadko gdzieś wyjeżdżam :(
za to moja siostra za każdym razem jak siedzi przed komputerem, to sprawdza tanie loty i w ogóle, i ciągle mnie namawia, żebym z nią gdzieś poleciała, ostatnio na tapecie był Rzym :D i gdyby nie to, że naprawdę niewiele mi brakuje do kupna laptopa, to bym poleciała :D
Naprawdę? Ja zupełnie na odwrót, wolę kolekcjonować chwile, a nie rzeczy. Wychodzę z założenia, że nic mi po lepszym telefonie, na którego wyświetlaczu ustawię sobie jakiś zjawiskowy widok z drugiego końca świata - wolę zobaczyć to na własne oczy. No ale każdy ma swoje spojrzenie na świat :P
UsuńRzym chcę odwiedzić w tym roku! Już miałam lecieć w lutym, ale uczelnia mnie uziemiła :(
Pierwsze, o czym pomyślałam po zapoznaniu się z tym postem to to, jak bardzo tęsknię za latem. Brakuje mi ciepła, słońca i krótkich ciuchów.
OdpowiedzUsuńNie jesteś sama, ja także już nie mogę się doczekać :) Na szczęście mamy już marzec :)
UsuńCzytam co piszesz i wydaje mi się, że wypowiadasz moje myśli. Od pewnego czasu o niczym innym wciąż nie marzę jak o podróżach i doświadczeniu świata na swojej własnej skórze. Myślę, że jest to mały sens mojego życia, który sobie obrałam. I jest to naprawdę cel niesamowity.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, czytam dalej!