16:25
Niepewność 20+
16:25Od marzycielskiej, acz wymagającej głowy się nie ucieknie. Na metrykę wskakuje 20+ i choć porywa cię spirala dorosłości, do której w...
Od marzycielskiej, acz wymagającej głowy się
nie ucieknie. Na metrykę wskakuje 20+ i choć porywa cię spirala dorosłości, do
której w końcu trzeba dojrzeć, w duszy ciągle tupie ci dziecko, które miało
wobec ciebie wielkie oczekiwania. Tak śmiało marzyło, że wszystko wydawało się
do osiągnięcia. Dziś ciebie, dorosłą, przywraca do porządku.
Tup,
tup, tup. Miałaś podbijać
świat.
Tup, tup, tup. Miałaś być nieustraszona.
Tup,
tup, tup. Chciałaś…
Tup,
tup, tup. Obiecałaś…
Tup, tup!
Dziecko lat 90. Ukształtowane w dobie
transformacji ustrojowej, przyzwyczajone do wolności od dnia pierwszego żywota
swego. Roszczeniowe. Zachłanne. Posiadające marzenia niebanalne. Jak
dwadzieścia lalek Barbie. Tornister
jak u Zosi, cały odblaskowo różowy; koniecznie ten, nie inny. Księcia jak z Kopciuszka, choć rówieśnicy jeszcze ble, ble. Psa i kota, i chomika. I to
przekonanie, że na drodze do dziecinnych marzeń nic nie stanie; że dorosły ty nic
w przyszłości nie spartoli, bo ograniczenia nie istnieją - od dziś marzy się
śmiało.
Tymczasem numer identyfikacji personalnej na
zawsze przy Tobie pozostaje, z roku na rok w dorosłość pędząc nieubłaganie. W
przyszłość nauczyłaś się podążać krokiem szybkim, automatycznym, narzuconym –
za edukacją, za rozwojem, za „powinnaś”, „bo inni” i „tak przystoi”. Do
świadomości raz po raz docierają slogany o nieprzemijającej młodości, o inności
i świetności nowego wieku, który nikomu nie odmawia postawienia siebie na
pierwszym miejscu. Dużo mówi się o wolności, choć czasem wydaje ci się, że ten
chaos oczekiwań i wiecznego niezaspokojenia już bardziej nie mógłby cię
krępować. Automatyczność celów jakoś ci nie leży. No i ta przewlekłość… że też
musisz tak w nieskończoność przekładać pragnienie realizacji tego, co od dnia
pierwszego zdawało się być dla ciebie najważniejsze.
Boże, znowu ten hałas.
Tup,
tup.
Tup,
tup, tup!!!
Tobie nadal się zdaje, że po 20+ już wszystko
powinno być zrealizowane! A plany wysnute z dziecinnej naiwności, czasem suną
za tobą cieniem i oskarżają. Czemu?
Bo chyba nigdy nie przewidziałaś, że wchodząc w
dorosłość, można się po prostu obawiać. Obawiać się tego, że dopiero się siebie
poznaje; że w ogarniającym cię wymogu dorosłości wciąż czujesz się nie po
swojemu. Niepewność przynoszą chwile, które wciąż cię zaskakują i są czymś
nowym, zupełnie nieznanym. Pragnienie dopasowania czasem powoduje zagubienie i
każe ci kwestionować siebie. A ten tytaniczny dorosły, wykreowany w twojej
dziecięcej wizji, bardzo chciałby pozostać przy tamtym tobie. Rozkoszować się
twoją naiwnością i metryką, w której „niepełnoletnim alkoholu nie sprzedajemy”
wciąż było aktualne. Pohuśtać się z tobą na oponie przywieszonej do gałęzi na
mizernej linie. Zaufać w pełni, że ktoś się o ciebie zatroszczy w każdym
aspekcie; że możesz nabroić, marudzić i się nie zgadzać, ale i tak spotkasz się
z miłością.
Potrzeba posiadania swojego buforu
bezpieczeństwa jest ludzka i nigdy się z niej nie wyrasta. To przestrzeń na
oddech, na danie sobie nadziei na to, że kubek świeżo zmielonej kawy o poranku
i dłoń ściskająca z czułością naszą to autentycznie wszystko, czego
potrzebujemy do szczęścia. Miejsce na odrobinę minimum w świecie
ultra-wszystko. Na autentyczność i kilka łez z wyczerpania, które tylko tutaj
przynależą, bo właśnie tutaj jest bezpiecznie i jakoś bardziej ludzko. W końcu,
to miejsce na spotkanie z samym sobą. Rozmowę z dziecięcym i nastoletnim ja oraz odszukanie nici porozumienia,
która zagubiła się gdzieś w kącie. Przy dobrych wiatrach, na zawarcie paktu z
tym wszystkim, co we mnie krzyczy i przypieczętowanie go słowami: Dobrze, nie zapomnę, że tego właśnie zawsze
pragnęłam, ale potrzebuję więcej czasu, bo jest mi ciężko.
Na przekór dziś popularnym sloganom o
konieczności przekraczania swoich granic i życia ponad nimi, ja tę swoją strefę
komfortu kocham bez opamiętania. Nie dlatego, że boję się zmian (bo przecież
każdy z nas wie, że aby cokolwiek w życiu osiągnąć, trzeba się z niej ruszyć; a
już na pewno nie pozwolić, by stała się naszym więzieniem), ale dlatego, że
lubię do niej wracać, kiedy czuję się wyczerpana i niezrozumiana. Kiedy moja
wrażliwość nie godzi się ze światem, tu właśnie zbieram siły. Szukam siebie na
nowo. Wyciszam krzyczący, konsumpcyjny świat i zdumiewam się tym, jak wiele
moich pragnień wcale nie jest moje, lecz wykreowane, zasłyszane, przyswojone z
powinności bycia „na czasie”.
Mam wrażenie, że dziś bardzo boimy się tego
bezpieczeństwa. Nie akceptujemy tego, że go potrzebujemy. Uważamy go za
słabość, która może przekreślić nasze plany na przyszłość. Szczególnie, gdy
stoimy u progu dorosłości i decyzji, które ukształtują nasze życie (i które
czasem po raz pierwszy musimy podjąć sami). Dajemy się obezwładnić depresji,
nerwicom, alkoholizmowi i wszelkim chorobom cywilizacyjnym bardziej, niż
kiedykolwiek. To wysoka cena za to, co nazywamy dziś „wolnością” i „sukcesem”.
Bezpieczeństwo to naprawdę sfera rozwojowa,
jeśli sprężymy je z ciężką pracą i dobrym planem. Powszechnie wiadomo, że
dzieci najlepiej rozwijają się we wspierającym, kochającym otoczeniu. Mają
lepsze wyniki w nauce i większą pewność siebie. Dlaczego więc w dorosłości odbieramy
sobie prawo do tego, czego instynktownie potrzebujemy od zawsze? Czemu nagle
pragnienie czegoś tak naturalnego staje się dla nas czymś wstydliwym?
Od kiedy wkroczyłam w świat 20+ pojawiło się w
moim życiu sporo nieznanego wcześniej lęku. Takiego, który czujesz na pierwszym
wykładzie tuż po przekroczeniu uczelnianych progów i za cholerę nie wiesz, czy
zdołasz to wszystko pojąć i sobie z tym wszystkim poradzić. Do niedawna
myślałam nawet, że jestem w tym odosobniona, ale coraz częściej przekonuję się,
że to norma, szczególnie wśród nas, mocno wrażliwych i odczuwających wszystko
naprawdę głęboko. A w kwestii realizacji swoich celów i dbania o swoją przyszłość,
coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że dobry, życiowy strateg dba
także o to, by nie zabrakło mu paliwa do tego, by podbijać świat.