tekst
Nie kupię Panu obiadu, bo muszę wypić sezonową kawę ze Starbucksa
19:11
Był dzień, w którym przechadzałam się po
Krakowskim Przedmieściu ze słuchawkami na uszach, kompletnie pochłonięta
pragnieniem pierniczkowej latte. I nawet nie mówię tutaj o zwykłej chęci
skosztowania idealnego połączenia kofeiny ze słodyczą, ale o gigantycznej potrzebuję-kawy-tu-i-teraz potrzebie. Każdy
poniedziałek przebiega tak samo. Budzę
się niespełna sił, łykam szybko gorącą kawę i biegnę na uczelnię. Trzymam się
konsekwentnie swojego postanowienia o ograniczeniu kofeiny do ostatnich zajęć,
kiedy to przechodzę obok automatu (jakkolwiek obrzydliwie brzmi sam pomysł
automatu na uczelni, nasz warszawski mogłabym wielbić za przystępny smak) i z
reguły stwierdzam, że z moim uzależnieniem nie da się już nic więcej zrobić.
Tak więc kupuję cappuccino za dwa pięćdziesiąt i jak co poniedziałek przeżywam
szok, zdając sobie sprawę, że znów z automatu dosypano mi trzy łyżeczki cukru
(kto, na litość boską, tyle słodzi?). Z
reguły udaje mi się zachować trzeźwość na ostatnich zajęciach, po których w
podskokach wylatuję zza bramy uczelni i udaję się na spacer. Zawsze ta sama
droga (nie oceniajcie mnie, jestem nudną osobą) i zawsze ten sam plan na
popołudnie – czas dla mnie samej i moich wygłodniałych kubków smakowych.
Dzień wcześniej doszłam do refleksji, że
chciałabym dawać z siebie więcej. Nie żeby od razu wypruwać sobie flaki w
poszukiwaniu absolutnej akceptacji innych, ale najzwyczajniej dać z siebie coś,
co inni być może docenią. Nigdy nie uważałam, by bezcelowe pałętanie się po
Ziemi, trudząc się zaspokajaniem własnych potrzeb, było dla mnie dobrym
sposobem na życie. Zwyczajnie czułam się sfrustrowana niemożnością zaspokojenia
tej denerwującej myśli, że czegoś w moim życiu brakuje. Jeśli mogłabym dokonać
antropomorfizacji tego uczucia, porównałabym je do wkurzającego sąsiada, który
zawsze doszukuje się dziury w całym. Widzisz przed sobą piękny obrazek, ale sąsiad
i tak powie, że mogłoby być lepiej. I tak przez pewien czas mieszkałam sobie
bezpiecznie w swoich czterech ścianach komfortu psychicznego pod numerem tylko-ja-się-liczę i nawet dobrze mi się tak żyło. Przynajmniej
przez jakiś czas. Do przestronnego mieszkanka obok wprowadziło się wrażenie
pustki, które od białego rana do później nocy natrętnie uświadamiało mi, że nie
wszystko kręci się wokół mnie. Pomimo rozległej i niewygodnej irytacji,
musiałam przyznać mu rację. Zapełnienie tej krzyczącej pustki, tak rozległej
jak mieszkanie, do którego się wprowadziło, miało zająć dłuższą chwilę.
Było zimne popołudnie,
kiedy zdecydowałam się na ten listopadowy spacer w drodze na kawę. Zatracona
myślami w utworze wygrywanym przez mojego iPhona, lustrowałam okolicę jak każdy
przechodzień, niezbyt zafrapowana tym, co się wokół mnie dzieje. Właśnie
mijałam pobliską jadłodajnię, kiedy przez myśli przemknęło mi współczucie dla
stojącego nieopodal bezdomnego, któremu ktoś właśnie odmawiał udzielenia
pomocy. Współczucie było szybkie i bezrefleksyjne. Samolubnie nie chciałam
poczuć się źle z myślą, że ktoś nie miał w życiu tyle szczęścia co ja. Wtedy
łatwiej byłoby narzekać mi na swoje własne. Zakneblowałam drzwi i okna przed sąsiadem,
który nie dawał mi żyć i trzymałam się myśli o pierniczkowej latte.
Chwilę później moje
nogi same zaprzestały chodu (przysięgam, że zrobiły to szybciej, niż przez
głowę zdążyła mi przemknąć jakakolwiek altruistyczna myśl), a ja poczułam, że
palę się ze wstydu. Moja samolubność sięgnęła granic absurdu. Jak mogłam
kiedykolwiek mówić, że staram się być dobrym człowiekiem, kiedy nie potrafiłam
zdobyć się na jakikolwiek wysiłek? Latami tłumaczyłam sobie, że zacznę pomagać
innym, kiedy już będę miała wszystko, czego mi będzie do szczęśliwego życia
potrzeba, ale w zderzeniu z egoizmem nic nie jest wystarczające. Nigdy. Zawsze
chcesz więcej i więcej dla siebie, nigdy dla innych. Tak działa egoizm.
Kiedy zapytałam się
tego człowieka o to, czy jest głodny, uprzejmie poprosił mnie o kilka złotych
na jedzenie. Zabrałam go więc do pobliskiej jadłodajni i zaproponowałam, żeby
wybrał sobie coś na dzisiejszy obiad. Zawstydzony wskazał na najtańszą zupę,
jaką serwowali tego dnia. Uparcie poprosiłam, żeby wybrał sobie coś bardziej
treściwego, bo nikt by się tak skromnym talerzem zupy nie najadł (szczególnie
gdy nie jadł przez dłuższy czas). „Pani
nie żartuje, to za drogie”, usłyszałam w odpowiedzi. Spojrzałam na menu z
szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć, że siedem złotych na podstawową
potrzebę wygłodniałego człowieka to dla niego samego zbyt dużo.
W tamtym momencie
zdecydowałam, że nigdy nie pozwolę, by w moim towarzystwie drugi człowiek czuł
się mniej wart, niż schabowy z ziemniakami za siedem złotych. Uzbroiłam się we
wszelkie pokłady brokatów i tęczy z pokładów dobroci, które we mnie zostały i
kazałam wybrać mu wszystko, na co dziś ma ochotę i to, co najbardziej lubi.
Zadbanie o jego godność,
ciepły posiłek, odrobinę uśmiechu i chwilę rozmowy kosztowało mnie czternaście
pięćdziesiąt. Nie kupiłabym za to nawet średniego kubka kawy, na którą się
wybierałam. A sama kawa nigdy nawet nie smakowałaby tak dobrze, jak zasmakowała
mi miłość do drugiego człowieka.
W dbaniu o siebie nie
ma nic złego, bo nie można nalewać z pustego kielicha, ale istnieje cienka
granica między zaspokajaniem swoich potrzeb, a konsumpcją. Ciężko wyznaczać
granice w świecie, który nie zna granic. Wygodnie jest żyć z myślą, że nasza
skromna osoba jest centrum wszechświata, który wciąż powinien nam pobłażać. Cóż,
tak nie jest. Przykro mi.
Tego dnia, kiedy odmówiłam sobie kolejnej z
rzędu kawy i w końcu dałam coś od siebie dla świata, który potraktował mnie
odrobinę łagodniej niż innych, postanowiłam też zburzyć ścianę między mną a
sąsiadem. Powoli zapraszamy do siebie ludzi, którzy wypełnią doskwierającą nam
pustkę. A kiedy nie starczy nam już miejsca, urządzimy grilla w ogrodzie.
Należą Wam się małe wyjaśnienia i ogromne przeprosiny. Kompletnie
pochłonęły mnie studia i praca, przez co absolutnie zaniedbałam tego bloga. Ale
statystyki wskazują, że wciąż tu ze mną czynnie jesteście i bardzo, bardzo Wam
za to dziękuję. Postaram się jak najmocniej dawać z siebie więcej także w tym aspekcie
mojego życia :) Na całe szczęście regularnie pojawiam się na moim Instagramie
(@dziennikmiedzymiastowy) i Snapchatcie (cityxjournal), gdzie serdecznie Was
zapraszam :)
Ściskam Was mocno i szukam pomysłów na nowe posty!
*zdjęcie nie jest mojego autorstwa
*zdjęcie nie jest mojego autorstwa
30 komentarze
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMimo, że historię słyszałam już na snapie, wciąż łza kręci się w oku. Kurcze, tak Ciebie czytam i słucham - miałabym wielką ochotę osobiście poznać serducho Klaudii :)
OdpowiedzUsuńO mamo, jak ogromnie miło mi to słyszeć... Mam wielką nadzieję, że uda nam się kiedyś spotkać! :)
UsuńPomoc za lajki...
UsuńJesteś cudowną dziewczyną i podziwiam Cię za tak dobre serce.
OdpowiedzUsuńJa niestety zostałam dwa razy "oszukana" i jakoś straciłam motywację do tego typu pomocy. Raz zaproponowałam Panu kupno kanapek w piekarni, gdy poprosił mnie o pieniądze i się zgodził. Więc wychodzę z kanapkami, a pan zniknął bez ślad. Drugi raz wręczyłam pieniądze Pani, która stała pod Barem Mlecznym i "zbierała na obiad". Jakies 5 minut później spotkałam ją wychodzącą z monopolowego z piwem w ręce.
Dlatego jestem ostrożna z wyciąganiem pomocnej ręki ;<
Ojeju... dziękuję!
UsuńWiesz, mnie też kilkukrotnie oszukano, ale nauczyłam się nie generalizować ludzi. Jak najtrzeźwiej mogę oceniam sytuację i jeśli czuję, że w pewien sposób ufam człowiekowi, pomagam mu. Nie chcę nie ufać ludziom. Jakoś wierzę, że dobre intencje są w każdym. A jeśli mnie oszukają... cóż, to nie zmienia faktu, że dziesięciu innym mogę pomóc :)
Całusy! xx
Przepiękny post! Pełen refleksji i miłości do drugiego człowieka. Tacy ludzie jak ty są autorytetami i dają przykład jak należy postępować w życiu. Oby tak dalej! Powodzenia na studiach i w pracy.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, kochana! :)
UsuńOstatnimi czasy czuję, że zamykam się w swojej bańce zwanej egoizmem, ale po głębszej refleksji dostrzegam co mnie ku temu skłoniło - zbyt wiele razy zawiodłam się na ludziach i dostałam po tyłku. Gdy byłam młodsza łatwiej mi było pomagać innym a teraz potrzebuję czasu by ocenić czy ktoś jest wart mojej pomocy (wyłączając przed nawias osoby, o których wspomniałaś w poście). Ludzie stają się coraz gorsi a pieniądze idą w pakiecie z klapkami na oczach. Smutne to trochę.
OdpowiedzUsuńŚwiat idzie w złą stronę, ale wierzę głęboko w to, że jeszcze da się go zmienić, ale tylko wtedy, kiedy my sami się zmienimy. Każdy się kiedyś zawiódł, ale generalizowanie w żadnym przypadku nie wyszło ludziom na dobre. Trzeba się nauczyć odróżniać prawdziwe od fałszywego i pomagać w miarę możliwości :)
UsuńNo i jak zwykle świetnie się czyta, mimo że całą historię znam już dobrze ze snapchata :D
OdpowiedzUsuńJa również jakiś już czas temu znalazłam się w dość podobnej sytuacji: stałam sobie w kolejce po ciastko w bardzo aromatycznej piekarni przy metrze, aż tu nagle podchodzi do mnie jakiś niezbyt zadbany mężczyzna z przerzuconą przez ramię podartą torbą z Ikei wypchaną kocami i ubraniami, i grzecznie pyta, czy nie miałabym przypadkiem kilku złotych na zapiekankę. A ja bez zastanowienia odpowiedziałam, że "niestety nie" (oczywiście, że miałam). Dopiero przy kasie, kiedy pani wydała mi resztę za to nieszczęsne ciastko, spojrzałam na te moje nędzne dwa złote i walnęłam się w czoło. Ten człowiek był głodny! Nie miał co jeść! A co ja mogłabym sobie kupić za taką fortunę? Gumę do żucia? Na całe szczęście ten mężczyzna ciągle stał obok i kręcił się bezradnie, więc podeszłam i zapytałam, ile jest mu potrzebne. Potem szybko pobiegłam do metra, ale jeszcze dla pewności odwróciłam się, żeby zobaczyć, co ten człowiek zrobi z pieniędzmi. Na moich oczach stał i kupował sobie w tej piekarni zapiekankę. Za dwa pięćdziesiąt. D w a p i ę ć d z i e s i ą t.
Oczywiście, że nie każdy bezdomny musi być od razu tak uczciwy, ale mimo wszystko: osobiście, mając na sumieniu potencjalnie pusty żołądek głodnego człowieka, chyba sama nie mogłabym nic wziąć do ust.
Dziękuję!
UsuńOch, przecudowna historia. Bardzo dobrze obrazuje co każdy z nas tak często robi. I absolutnie zgadzam się co do ostatniego akapitu. Wszędzie zdarzają się źli ludzie, ale jeśli będziemy się tym zasłaniać przy każdej okazji to odmówimy pomocy także tym, którzy tego bardzo potrzebują. Trzeba się po prostu nauczyć tego, komu ufać :)
piękna historia, aż łzy same zaczynają spływać po policzkach... warto pomagać, nie można myśleć tylko o sobie. człowiek często uświadamia sobie jak to jest kiedy mu samemu brakuje pieniędzy i żyję skromniej niż zazwyczaj. nie jest łatwo w życiu, nie każdy ma tak kolorowo, a dla kogoś taka pomoc może znaczyć tak wiele :) wierzę w to, że Twoja dobroć zostanie wynagrodzona, jak to się mówi ' karma wraca'. zresztą jestem tego pewna. i jeszcze raz dziękuję za snapy :* nie wiem jak to robisz, ale za każdym razem trafiasz z "tematem" idealnie! :*
OdpowiedzUsuńOch, jeju... dziękuję Ci z całego serca! Nawet nie wiesz jak przemiło mi to słyszeć, chociaż wcale nie pisałam tego dla tylu pochwał... Ale ogromnie dziękuję! :)
UsuńPiękna jest Twoja historia ale wiadomo każdy ma jakieś tam swoje historie ...
OdpowiedzUsuńJa będąc małym brzdącem zastanawiałam się dlaczego ludzie "mieszkają " na dworcu we Wro. Myślałam że naprawdę ich los był taki straszny. Niestety .. Prawda jaka spotkała mnie gdy już dorosłam była straszna. Sami bezdomni powiedzieli, że generalnie jest to dobry interes. W ciągu dnia potrafią zarobić grubo ponad 100. Do domów nie chcą wracać, do noclegowni nie chcą iść gdyż tam nie można spożywać alkoholu. Pani z dzieckiem na rękach tak naprawdę nie ma dziecka tylko lalkę dobrze zawiniętą. Często śpiące dzieci są pod wypływem różnych proszków żeby nie płakały zwłaszcza na zachodzie Europy.
Kilka razy chciałam zaoferować pomoc takim ludziom w postaci obiadu / kanapek i niestety usłyszałam "nie chcę Twojego głupiego obiady tylko kasę". Ok rozumiem, że ktoś już ten obiad mógł im zaoferować danego dnia ale takiej odzywki raczej nie chciałam usłyszeć. Powiem, że mieszkam za granicą i większość kobiet "siedzących " na ulicach nie chcą jest w różnych szajkach i grupach zorganizowanych .
Teraz patrzę na ten temat trochę inaczej.
1. Są ludzie którym się w źyciu nie udało, ja to rozumiem. Śpią na ulicach, w kanałach to też rozumiem. Ale z drugiej strony często Ci ludzie nie chcą pomocy od nikogo. Można popatrzeć na relację wolontariuszy z noclegowni i innych organizacji tego typu.
2. Polowa z ludzi na ulicach to oszuści nie nie ma się co oszukiwać. Jeżeli Ci ludzie mają czas chodzić po Frankfurcie cały dzień z kubkiem po kawie mają czas pójść poszukać pracy . W Niemczech pracy jest w bród... Ale znam ludzi którzy pracy nie mają wolą być na zasiłkach gdyż praca za 7e/h to dla nich wstyd lepiej być na zasiłku.
Ja uważam że to co mam to moja zasługa. Po szkole wyjechałam, tułałam się po znajomych aż znalazłam pracę a potem mieszkanie plus nauczyłam się języka. Nie zarabiam kokosów ale codziennie o 4 30 do pracy trzeba wstać. Czasem jest lżej czasem ciężej wiadomo . Wszystko co mam, na wszytsko to zarobiłam, sama. Nawet głupkowata kawa z drogiej sieciówki czy żel pod prysznic. To wszytsko nie spadło mi z niego . Ja na to zapracowałam i uważam że każdy może na to zapracować. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Wydaje mi się że jestem dobrym człowiekiem gdyż staram się pomagać ludziom / zwierzętom w różny sposób. Wiem że całego świata nie zbawię . Wiem że są ludzie którzy potrzebują pomocy gdyż ich los naprawdę nie jest różowy, choroby , sytuacje rodzinne, wypadki tego się nie planuje. Ale wiem też że trzeba walczyć. Wiem też że są ludzie którzy starają się dobroć innych ludzi wykorzystać i mieć na tym jakiś zysk ale oni nie szkodzą sobie tylko włąśnie tym naprawdę potrzebującym.
hohoho ale się rozpisałam !! To tylko takie moje zdanie.
Pozdrawiam Ula.
ps. A Twój blog jest wspaniały czytam go od początku ! ;)
Niestety są na świecie różne typy ludzi, nawet pośród tych, którzy na pierwszy rzut oka wymagają pomocy. Sama wielokrotnie zostałam oszukana i dlatego nauczyłam się odmawiać tym, których nie obdarzam zaufaniem. Postępuję po prostu zgodnie ze swoim sumieniem. Wiem, że są ludzie, którzy są skorzy do oszukania innych na pomoc, ale są też Ci, którzy mocno jej potrzebują, a nie otrzymują jej często właśnie ze względu na opinię publiczną, która panuje wśród społeczeństwa, patrzącą na wszystkich z góry jako kłamców i nierobów. Oczywiście rozumiem i całkowicie zgadzam się z tym, że jak się mocno chce to pracę gdzieś się znajdzie, ale czasem to właśnie tacy ludzie potrzebują przekonania ich do tego, że wszystko zależy od nich. Nie wyobrażam sobie jak kiepsko pod względem psychicznym tacy ludzie często się czują. Łatwo więc jest im uwierzyć, że nie mają wpływu na swoją sytuację. Nasza w tym głowa, tych po lepszej stronie, żeby wyciągnąć rękę i pociągnąć za sobą tych, którzy chcą ją złapać. Ale nie będziemy w stanie tego zrobić, jeśli będziemy generalizować wszystkich :) Trzeba po prostu nauczyć się obdarzać zaufaniem ludzi właściwych i nauczyć się odmawiać tym, którzy mogą nas wykorzystać :)
UsuńDziękuję za rozpisanie się, kocham czytać takie wiadomości! :) Buziaki!
Jakiś czas temu trafiłam na Twojego bloga dzięki mojej znajomej i przyznam szczerze, zapomniałam o nim kompletnie. Dziś znowu trafiłam na niego, a ten konkretny tekst sprawił, że po policzkach popłynęły mi łzy. Rzadko płaczę, gdy czytam cokolwiek. Tym razem jednak tak się stało.
OdpowiedzUsuńSama miałam podobną sytuację (o której też jakiś czas temu pisałam u siebie) więc doskonale wiem, jakie to uczucie przeżyć coś takiego. Dochodząc do podobnych konkluzji, myślę, że jesteśmy w pewnych kwestiach bardzo do siebie podobne. Dlatego tym razem zostaję tu na dłużej i nie pozwolę tym razem, by Twoje treści uleciały mi jak ostatnim razem.
Pozdrawiam serdecznie :)
W takim razie jestem poruszona tym, że Ty się wzruszyłaś akurat u mnie... :)
UsuńPrzecudownie to słyszeć! :)
Łza zakręciła mi się w oku, gdy to czytałam. "A sama kawa nigdy nawet nie smakowałaby tak dobrze, jak zasmakowała mi miłość do drugiego człowieka." Uwielbiam w Tobie to, że mimo wszystko codziennie starasz się być lepszym człowiekiem i jestem wdzięczna Bogu za to, że dał Ci dar jakim jest lekkość pióra (czy jakoś tak) i mogę czytać o Tym co robisz i kim jesteś, kim się stajesz. Jesteś dla mnie wielkim wzorem, motywacją i niesamowitą inspiracją na mojej drodze do bycia lepszym człowiekiem. Uwielbiam czytać Twojego bloga! Całuję, Wiktoria :*
OdpowiedzUsuńRozłożyłaś mnie na łopatki... Dziękuję to chyba za mało. Jestem szczęściarą mając takich ludzi w życiu :) Całusy dla Ciebie, Wiktorio, wywołałaś u mnie ogromny uśmiech! :)
UsuńOstatnio w niedzielę przytrafiło mi się coś podobnego. Wyszłam sobie do Lidla, by kupić parę brakujących rzeczy do obiadu i pod sklepem ujrzałam starszego pana, klęczącego w deszczu na jakiejś torebce foliowej, żebrzącego o pieniądze. Wygrzebywał mozolnie z małego pojemniczka resztki pasztetu skrawkami suchej bułki. Akurat miałam okropny dzień (co nie jest u mnie nowością od około dwóch miesięcy) i właśnie wtedy uderzyło mnie to. Ja załamuję się jakimiś pierdołami, które pojawiają się znikąd, a tuż obok mnie ktoś nie ma schronienia i jedzenia. Kupiłam temu panu jedzenie i picie, a wychodząc ze sklepu podeszłam do niego i podarowałam mu je. Myślałam że się popłaczę, gdy ten człowiek uśmiechnął się do mnie niesamowicie ciepło i podziękował, po czym z radością zaczął zajadać się ciepłym ciastkiem z jabłkiem. Wiedziałam, że tym gestem nie sprawię, że wszystkie problemy tego starszego pana znikną, ale w ten sposób mogłam mu okazać chociaż trochę ciepła, ostatnio zauważam coraz częściej, że tego coraz bardziej ludziom brakuje, więc czemu by bezinteresownie tego ciepła i miłości nie dawać?
OdpowiedzUsuńDokładnie... Mam wrażenie, że często bronimy się przed dobrymi uczynkami argumentem, że "przecież to i tak nic nie zmieni". Tak, świata może i nie, ale dzień jednego człowieka owszem. Czasem łatwiej jest pomagać na wielką skalę, kiedy my i inni widzimy efekty, ale kiedy przychodzi do wyrzeczeń w życiu codziennym... Ciężko nam to przychodzi :)
UsuńWiesz, że się wzruszyłam czytając to! Naprawdę! Dzięki takim osobom jak Ty, wiara w człowieka wraca! Oby więcej takich ludzi! :)
OdpowiedzUsuńJeju... Dziękuję!
UsuńJeśli tylko mam - bo wiadomo ze z pustego nawet Salomon nie naleje - to daje. I wiesz, zważywszy na moją sytuacje i alkoholizm, o ktorym wiem sporo - niech tam licho, nawet jeśli za te 5 złotych się napiją.
OdpowiedzUsuńBo lepiej sto razy się pomylić i dać na wódę niż raz nie dać na jedzenie. To moja nadrzedna zasada.
A ja z tą zasadą całkowicie się zgadzam. Nie przewidzę za każdym razem na co pójdą te pieniądze, ale nie chcę przestać ufać ludziom. Czasem nie uda się "wybadać każdego", trudno. Ale to daje mi możliwość pomocy kilku ludziom, którzy rzeczywiście skorzystają z niej w ten sposób, w który bym chciała. I to mi wystarcza :)
UsuńNiby człowieka łatwiej wzruszyć niż rozbawić, ale to wzruszenie bardziej wynika z uświadomienia sobie jak czasem niewiele trzeba, by uczynić coś wielkiego. Niestety wielu pędzi, bo pędzi ten świat, który absurdalnie sami tworzymy nakręcając jego pęd, wyzbywając się wrażliwości. A czasem wystarczy przystanąć, wyciszyć zmysły na otoczenie i spojrzeć; gdzieś w głębię, w przestrzeń, serca okiem. Ps. Widzę, że podobnie jak ja jesteś wielbicielką-pochłaniaczką kawy i zdrowej żywności:)
OdpowiedzUsuńBędę tu zaglądała! Zapraszam do siebie: www.blacklady.blogujaca.pl
wiat by zwolnił, gdybyśmy my zwolnili :) Jak piękny byłby świat, gdybyśmy wszyscy mieli w sobie chociaż odrobinę więcej miłości dla innych!
UsuńKawa jest moim ukrytym uzależnieniem. Czasem ma wrażenie, że przeżycie bez niej byłoby dla mnie niemożliwe :(
Zdjęcie złamało mi serce, w ogóle czasem życie, świat łamią mi serce. Nie potrafię zrozumieć dlaczego wielu ludzi nie ma prawa do godnego życia, dlaczego dobro partii politycznych przedkłada się na dobro zwykłego człowieka.Dlaczego pomimo tego, że żyjemy w XXI wieku nikt nie zrobi z tym porządku. Smutne to. Ale dobrze, że są ludzie jak Ty. I ja. Bo też staram się pomagać, nie odwracać wzroku, chociaż do oczu niejednokrotnie cisną mi się łzy. Bo ile razy dziennie narzekam, jak mi źle, jak ciężko? A przecież mam dach nad głową, pełen talerz, mogę się uczyć, pracować, codziennie kładę się do ciepłego łóżka. Warto czasem rozejrzeć się wokół i uświadomić sobie, ile jeszcze jest do zrobienia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
Wzruszyłam się :(
OdpowiedzUsuń