Lizbona

Kiedy termometr w końcu wskazał tragiczną temperaturę 3 °C, a rozpoczęty rok akademicki zmusił mnie do wychylenia nosa z ogrzanego pomies...

Kiedy termometr w końcu wskazał tragiczną temperaturę 3 °C, a rozpoczęty rok akademicki zmusił mnie do wychylenia nosa z ogrzanego pomieszczenia, w końcu uświadomiłam sobie, że desperacko potrzebuję powrotu do miejsca znacznie cieplejszego. To nie tak, że ja jesieni nie lubię – naprawdę z całych sił staram się podchodzić do niej pozytywnie. To tylko ta temperatura… Czuję się jak jedna, wielka kostka lodu. Strach pomyśleć co będzie za kilka miesięcy.
Na szczęście dziś przenoszę się do Lizbony. Jest ciepła, przytulna i cała promienieje. Właśnie takie miejsca lubię – sprawiające, że uśmiechasz się podczas najzwyklejszego spaceru. W Lizbonie czułam się jak prawdziwy poszukiwacz skarbów. Każdy zakątek kryje jakąś tajemnicę, jakiś magiczny pierwiastek. To coś niesamowitego. Przechadzasz się po jednym z głównych placów i mijasz tłumy turystów, ale wystarczy tylko jeden skręt w boczną uliczkę i znajdujesz się sam na sam z ciszą i portugalskim spokojem życia codziennego. To była wspaniała przygoda. Dzierżąc mapę w dłoni przemierzałam strome i wąskie uliczki, wbiegałam do słynnych tramwajów, przemykałam między tłumami w strugach słońca. Byłam absolutnie zafascynowana tym miastem!



Lizbona naprawdę jest dosyć niepowtarzalnym miejscem. Przeraźliwie chaotycznym, ale w tym właśnie tkwi jej urok. Przewody trakcyjne w niektórych miejscach niemal przysłaniają niebo (co sami zaraz zobaczycie), bo tramwaje to tutaj najpopularniejszy środek transportu. Na upartego można byłoby pokusić się o piesze zwiedzanie miasta, bo powierzchnia Lizbony jest naprawdę skromna. Ale czemu odbierać sobie tak wielką przyjemność? Czasem miałam wrażenie, że prawdziwe lizbońskie życie da się zobaczyć podczas jednego kursu tramwajem. Czasem, wystawiając rękę za okno, można nawet dotknąć ścian pobliskich budowli. W tym cały urok Lizbony. Nawet jeśli jesteście świetnymi piechurami, skuście się na takie przejażdżki, wybierając trasę nawet na ślepo. W Lizbonie nie da się dotrzeć w złe miejsce. Tam zawsze coś mile zaskakuje.
Na komunikację miejską w Lizbonie można zakupić bilet dobowy lub karty Lisboa Viva, czy 7 Colinas, które uprawniają nas do przejazdów w granicach doładowania. Co prawda lizbońska młodzież jest dosyć oszczędna i udowadnia, że żeby zaliczyć podróż tramwajem wcale nie potrzeba za nic płacić, łapiąc się tylnych drzwi pojazdu, ale myślę, że to wersja dla odrobinę bardziej zaawansowanych… Chociaż, do odważnych świat należy! ;)   









Nie byłabym sobą, gdybym nie poszła tropem lokalnej kuchni. W tym celu z samego rana udałam się na lizboński targ Mercado da Ribeira. W poście z Cascais wspominałam, że tamtejszy targ jakoś bardziej przypadł mi do gustu, niż ten lizboński, ale warto się tu wybrać, chociażby ze względu na znajdujące się wewnątrz targu restauracyjki. W każdej z nich dania przygotowywane są ze świeżych produktów, które możemy kupić u sprzedawców zza ściany. Podobno to jedno z modniejszych miejsc wśród Lizbończyków. Świeżo, zdrowo i wielokulturowo. Czego chcieć więcej? :)





Kolejnym punktem na kulinarnej mapie miasta, które udało mi się odwiedzić była kawiarnia Brasileira w dzielnicy Chiado. Powstała na początku XX wieku i z początku była sklepem, w którym można było nabyć towary sprowadzane z Brazylii. Dziś jest jedną z popularniejszych kawiarni. Wystrój jest przepiękny, a kawa i Pastel de nata to wciąż moje portugalskie faworyty (choć te słynne ciastka najbardziej smakowały mi na targu w Cascais). Niestety odniosłam wrażenie, że turystyka nieco zepsuła to miejsce, bo nie jest tak klimatyczne, jak małe kawiarenki, w których nie roi się od tylu turystów. Nie czułam się tam zbyt komfortowo, a i obsługa, jak na portugalską życzliwość, wydawała się dosyć oschła.


Ciężki wybór - ale które ciastko tym razem?!


Sam spacer ulicami Lizbony to już wielka atrakcja. Co rusz napotykamy przepiękne klasztory, które kontrastują z przejeżdżającym tramwajem z logo Coca-coli, a azulejos (typowe dla Portugalii ceramiczne płytki) zdobią fasady niemal każdej kamiennicy.









Nic jednak nie zastąpi widoku na czerwone dachy Lizbony. Po raz pierwszy podziwiałam miasto z góry, kiedy zdecydowałam się wjechać Elevador de Santa Justa na jeden z tarasów widokowych (tutaj też przypomniałam sobie o swoim lęku wysokości, który szczególnie odczuwam na metalowych konstrukcjach…). Widok tak kolorowej Lizbony to coś niesamowitego. Mam wrażenie, że w Lizbonie nawet podczas ulewy świeci słońce. Tych kolorów nie przegonią chyba nawet największe chmury!






Na dziś to już koniec, ale z Lizboną się jeszcze nie żegnamy! Dajcie znać, czy urzekła Was ona tak samo, jak i mnie :)
Dziękuję za Waszą cierpliwość w czekaniu na nowego posta i całe wsparcie, jakiego udzielacie mi szczególnie na Instagramie i Snapchatcie :) Jesteście najlepsi! Jeśli już o tym mowa, serdecznie zapraszam Was na mojego Instagrama (@dziennik_miedzymiastowy), jak i Snapchata, na którym często staram się zarażać Was dobrą energią i motywować do działania :) (Na Snapchacie znajdziecie mnie pod nazwą cityxjournal)

Udanego tygodnia! :)

You Might Also Like

25 komentarze

  1. Lizbona jest świetna ale patrząc na zdjęcia przypomniały mi się tegoroczne upały, które do nas zawitały. A nie wspominam ich z radością 😀 W jakim miesiącu zawitałaś do Portugalii? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Portugalii, mimo iż gorąco, upał mi tak nie doskwierał. Oceaniczna bryza ratuje od takiego dyskomfortu :) Byłam na początku lipca :)

      Usuń
  2. Trafiłam na Twój blog przypadkiem. Czytam sobie ramkę "o mnie" i mrugam oczami, bo mam wrażenie, że to mój opis. Zgadza się i imię, i wiek, i kierunek studiów, i zainteresowania. Czasem tylko z tym zdrowym stylem życia rożnie idzie :) Masz wspaniały i interesujący blog. Lizbona jest podobno piękna. zamierzam w przyszłym roku odwiedzić tam swoją siostrę , więc może sama się przekonam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, ileż podobieństw! Mam więc nadzieję, że i Twoja podróż do Lizbony będzie równie udana :) x

      Usuń
  3. Lizbona jest taka magiczna, marzy mi się już od dłuższego czasu i mam nadzieję, że w końcu na własne oczy ujrzę te widoki ze zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ zazdroszczę!

    Zdjęcia cudne! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy tak patrzę na te rozgrzane słońcem fotografie, aż mi się ciepło robi :) Musisz mieć niesamowite wspomnienia z tego miejsca, które warto przypominać sobie w zimne pochmurne dni :) Takie widoki, piękne miasto - ale zazdroszczę, że mogłaś poczuć tamtejsze powietrze, zobaczyć na własne oczy te klasyczne budynki i posmakować tamtejszej kultury! *.* coś wspaniałego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, coś w tym jest - kiedy patrzę na te zdjęcia, gdy tu - w Warszawie- leje deszcz, jakoś tak cieplej się robi, przynajmniej na serduchu :)

      Usuń
  6. A ja lubię zimę! Taką mrrroźną, na minusie, z lepieniem bałwana, jazdą na sankach, smarowaniem się niveą i obowiązkową jazdą na łyżwach, którą uwielbiam. I dlatego rozpaczam nad tą nieszczęsną dziurą ozonową, bo jak nie będzie na minusie, nie będzie śniegu, jak nie będzie śniegu, nie będzie zasp i oblodzonych chodników, a jak nie będzie tradycyjnego narzekania na to wszystko, to nie będzie odpowiedniego "zimowego" klimatu. I lampki na starówce wyglądają znacznie lepiej, gdy są otoczone płatkami śniegu!! :'D Ja uwielbiam zimno... Najchętniej to bym się zaszyła na całą zimę w jakiejś islandzkiej wiosce i łaziła w wełnianych skarpetach i kożuszku :)

    Ale taka rozgrzana słońcem Lizbona też musi być niesamowita! Kurczę, te tramwaje to tak na poważnie? Wyglądają jak eksponaty z muzeum, są bardzo klimatyczne. Zupełnie jak nowojorskie autobusy! A ta kamienica cała wyłożona tymi niebieskimi azulejos (fajne słówko) robi naprawdę piorunujące wrażenie :) I nie mogę się doczekać relacji z Paryża! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śnieg uwielbiam obserwować zza szyby, ewentualnie podczas spaceru na starówce, gdy później idę na gorącą czekoladę... Inaczej jestem wielką kostką lodu :(
      Oj tak, te tramwaje to na poważnie! Jeżdżą tam od lat, to cudowne - jakby miały własną duszę :)

      Usuń
  7. Wychodzę na dwóch z podciągniętym pod nos szalikiem i doskonale rozumiem każde twoje słowo. Sama w sobie jesień nie jest zła, dopóki temperatura trzyma się dzielnie powyżej 10 stopni.
    Ach, jak miło przypomnieć sobie Lizbonę :) O ile mnie nie chwyciła za serce tak bardzo jak Porto, na pewno ma w sobie dużo czaru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja żałuję, że nie miałam czasu zajrzeć do Porto! Koniecznie muszę się tam wybrać :)

      Usuń
  8. Pięknie w tej Lizbonie... Nie miałam jeszcze okazji jej pozwiedzać, ale u Ciebie wygląda cudownie! Chociaż jeśli chodzi o Portugalię to póki co moje serce jest oddane Porto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znów Porto! Dodaję na listę podróżniczych konieczności :)

      Usuń
  9. Lizbona mnie również urzekła, niestety spędziliśmy tam tylko jeden dzień, trochę za krótko by odkryć jej całą magię

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj tak, czasami osoby dla których pogoda jest niezbyt sprzyjająca lubią sobie przypominać jakieś wakacyjne wyjazdy, albo miejsca, w których pogoda jest znacznie lepsza :) Ja tam jednak lubię te jesienne klimaty, a także zimowe, zimno mi nie straszne i jakoś nie spieszy mi się do wracania wspomnieniami do wakacyjnych dni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze podziwiam, ja bez słońca przeżywam ciężkie momenty :(

      Usuń
  11. Marzy mi się taki wyjazd. Planuję Barcelonę, ale w obecnej sytuacji... zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, ze wyjazd uda się zrealizować :)

      Usuń
  12. Lizbona jest cudowna, magiczne miejsce, wspaniali ludzie, pyszne jedzenie! Koniecznie muszę tam wrócic! Super reportaż :)

    zapraszam -> www.kulinarnamania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Flickr Images