tekst
Mnie się nie uciszy
21:36
Kiedy byłam dzieckiem, panicznie bałam się
wyrażać własne zdanie. Czasem nie lubiłam koleżanki z domu obok, ale bawiłam
się z nią, jeśli inne dzieci także się z nią bawiły. Raczej nie przepadałam za
horrorami, ale nie zgłaszałam sprzeciwu, jeśli komuś innemu podobał się taki
rodzaj filmu. Czasem ktoś sprawił mi przykrość, ale bałam się okazać, że mnie
to dotknęło – nie chciałam ranić uczuć innej osoby, nawet jeśli moje własne
zostały niewłaściwie potraktowane. Nie lubiłam tortu na urodzinach kolegi, ale
zawsze zjadałam go do końca. I jeśli ktoś chciał, żebym coś zrobiła, robiłam
to.
Może wynikało to z mojego niskiego poczucia
wartości, które bardzo doskwierało mi w dzieciństwie, może było to konsekwencją
mojej wrodzonej nieśmiałości. Wiem
tylko, że niewygodnie nosiło mi się przy sobie tę cechę. W pewnym momencie
mojego życia czułam, jakby ten sam życiorys wiodły dwie różne osoby – „ja –
wygodne dla innych i przez nich stworzone” oraz „ ja – tak po prostu” -, zawsze
ścierając się ze sobą, zawsze się drażniąc i działając sobie na nerwy, bo jedno
nie potrafiło zrozumieć drugiego i zawsze stało w opozycji do tego, co inne
czyniło.
Cieszę się, że moment, w którym znajduje się
teraz jest tym, który przeżywam uczciwie, nie dyskutując więcej ze swoim
sumieniem. Rozkoszuję się w byciu sobą i życie nigdy nie smakowało mi lepiej.
Lubię swoje głupie żarty, cięty język i to, że dużo myślę. Lubię uśmiechać się
do nieba i słuchać jazzu o poranku, popijając kawę i zapisując coś w notesie.
Teraz lubię nawet śmiać się przez łzy, kiedy nie do końca wiem, co mnie tak
smuci. Dobrze mi z tym, że umiem dostrzec, gdy robię coś złego i że nauczyłam
się przepraszać. Nigdy nie byłam pełniejsza pokory, ale nigdy nie byłam też
bardziej pewna że to, co robię jest dobre. Lubię doceniać siebie.
Bo widzicie, żyjemy w świecie, który uczy nas
tabliczki mnożenia i tablicy Mendelejewa, ale nie pokazuje nam jak kochać
siebie i jak delektować się własną niezwykłością; nie uczy ani pokory, ani
wiary w siebie. Jedyną rzeczą jaką wyniosłam ze szkoły to przekonanie, że
zawsze będzie ktoś lepszy ode mnie i że jeśli mój punkt widzenia odbiega od
utartego schematu, rozmija się ze światopoglądem rówieśników oraz nauczycieli,
to nie jest to spojrzenie właściwe.
Nigdy nie chciałabym stwierdzić, że świat jest
zły, a społeczeństwo całkowicie zepsute. Oceniając je tak negatywnie jedynie
włączyłabym się do jego kręgu, bo nikt nigdy nie dał mi prawa, by uznać moje stanowisko za nieomylne. Dostrzegam dużo
złego, szczególnie w ostatnich latach, ale przekonuję się też, że wciąż chodzą
po tym świecie ludzie, którym moralnie nie dorastam do pięt. Jest w nas jednak
coś zdeprawowanego, po prostu popsutego. Nie wiem kto i kiedy dał nam licencję
na ocenianie innych, ale coś w hierarchii moralnej trochę mu się poprzestawiało
i zostawił nas z całym tym balastem i zgniłą etyką. Nieomylną opinię względem
drugiej osoby może wydać tylko ten, kto sam jest nieomylny. My wciąż jednak,
pewni swoich racji, wydajemy kilkadziesiąt osądów dziennie, wyrzucając je z
siebie jak z automatu.
Z wydawaną oceną wiąże się opinia, która
powstaje wśród większości i nieformalnie zobowiązuje nas do tego, by się jej
podporządkować. Jakimś cudem garstka omylnych ludzi stwierdziła, że tak teraz
jest właściwie i inni też tak teraz powinni postępować i myśleć. Nie wszystko
jest jednak tak czarno-białe. Życie jest bajecznie kolorowe i to prawdziwe
marnotrawstwo skupiać się tylko na podstawowych barwach. Jesteśmy tak
uzależnieni od opinii innych, że czasem życie staje się duszące. A chyba nie ma
nic gorszego niż żyć z poczuciem, że cudze wymagania krępują nam możliwość
poruszania się tak, jak chcemy.
Jeśli o mnie chodzi,
ja w końcu czuję się gotowa do tego, by przeżyć moje życie w każdym kolorze, w
każdej możliwej barwie i tak, jak tego pragnę; jak uważam, że żyje się
poprawnie. Zaprzyjaźniłam się z własnym sumieniem i naprawdę mi tak dobrze.
Czasem zdarzają się zgrzyty moralne i
drobne lęki, ale póki umiem cieszyć się czymś tak przyziemnym jak świecące
słońce, wiem, że mam się dobrze. Może nie przez wszystkich, których spotkam na
swojej drodze, zostanę zrozumiana, ale nie byłoby ze mnie pożytku tam, gdzie
nie mogłabym wyłożyć swojego serca i szczerze przyznać, że takie jest naprawdę.
A może, w ostatecznym rozrachunku, przydam się komuś taka, jaka jestem.
Nikt nie żyje po to, by cicho poddawać się
wymaganiom innych. Czasem po prostu trzeba przestać się bać i zrobić krok w
nieznaną, ale zaskakująco dobrze rokującą na przyszłość stronę. Nie tworzyć
wymarzonych wizji, ale po prostu zacząć nimi żyć. I choćby było ciężko, nie dać
się uciszyć, tylko dlatego, że czyjaś „prawda” krzyczy głośniej.
Wiem, że znów nie było mnie tu całe wieki, ale sesja wyjęła ze mnie ostatnie oznaki życia i musiałam dać sobie trochę czasu na odpoczynek. Powracam jednak z nowym tekstem i nadzieją, że o mnie nie zapomnieliście a tekst przypadnie Wam do gustu. Dajcie mi znać co sądzicie! :)
23 komentarze
Piękny tekst. Utożsamiam się z tymi słowami, ponieważ sama w dzieciństwie starałam się być grzecznym, jak najmniej widocznym dzieckiem. Mały kujon, bez cech charakterystycznych. Czy to było dobre? Prewnie, że nie. Na szczęście to minęło i gdzieś w tej drodze nabrałam kolorów i rumieńców a przede wszystkim apetytu na siebie i świat. Dobrze, że takie rzeczy przychodzą jednak z czasem ! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) Ważne by szukać własnej drogi! :)
UsuńWynoszę ze szkoły dokładnie to samo co i Ty wyniosłaś. I choć jestem na artystycznym kierunku, gdzie oryginalność i bycie sobą, przedstawianie swojego poglądu i zdania powinno być pierwszeństwem, często słyszałam od nauczyciela, że nie tak, że źle, że co to jest, co ja robię... Jednak Ci, którzy robili wszystko schematycznie, pod dyktando nauczyciela byli cudowni, także ten... Pozostawię bez jakiegokolwiek komentarza w sumie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wróciłaś<3 dzięki Tobie i Twoim postom dzień staje się lepszy <3
Och, dokładnie! To najgorsze. Szkoła po prostu zabija kreatywność, choć chciałabym móc powiedzieć coś innego.
UsuńDziękuję, kochana! =*
Długo uczyłam się wyrażać własne zdanie. Może to faktycznie taka trochę "przywara" osób nieśmiałych, że wolą potulnie skulić uszy i zgodzić się ze wszystkim - tylko po to, żeby nie wchodzić w jakieś dyskusje, żeby nie stać na świeczniku. Myślę, że wciąż się tego uczę, ale na pewno jestem na dobrej drodze. Stałam się pewniejsza siebie i pewniejsza tego, czego sama chcę od życia. Nie wstydzę się już powiedzieć, co myślę - nawet jeśli nie zgadza się to z opinią większości ludzi. W końcu to jestem JA - osoba, która ma własne zdanie i potrafi za nim stanąć. Tak powinniśmy przeżywać własne życie i mam nadzieję, że każdy w końcu dojdzie do takiego etapu, w którym po prostu nie będzie wstydził się samego siebie.
OdpowiedzUsuńAleż dokładnie! Czasem po prostu trzeba wyciszyć swój lęk przed oceną innych i iść z uśmiechem oraz własnymi słowami na ustach :)
Usuńzawsze byłam buntowniczym dzieciaczkiem, które potrafiło pokazać, że coś mu się nie podoba, ba, nawet bywały takie momenty, w których rządziłam, z jaką koleżanką bawić się będziemy. Nie wiem gdzie to uleciało, ale z tej buty zostało mi nie wiele. Ostatnio zaczęłam bardzo przejmować się opinią innych i, jak to zauważyłaś sama, to tylko pogarsza sprawę.
OdpowiedzUsuńWypowiadać swojego zdania nigdy się nie bałam, może do momentu, w którym poszłam do liceum i uświadomiłam sobie, że czasami nie warto, bo pisać wypracowania muszę pod szablon, a nie pod siebie.
Twój tekst bardzo przypadł mi go gustu. Czytało mi się go lekko i pomimo wszystko mogłam w nim znaleźć coś dla siebie i o sobie.
Dziękuję Ci bardzo! Cieszę się, że nawet pomimo odmiennych doświadczeń, znalazłaś w nim coś dla siebie :)
UsuńJa wychodzę w ogóle z założenia, że ten system w którym się edukujemy, zabija niestety w nas kreatywność, twórczość i przede wszystkim tłamsi pewność siebie i potem właśnie wyrażanie własnego zdania sprawia nam tak ogromną trudność, a to tylko jedna z całej gamy konsekwencji, niestety tych negatywnych.
OdpowiedzUsuńNiestety :(
Usuńmyślę, że szkoła zwykle raczej tłamsi indywidualność na starcie i często zabija potencjał, dopiero po uwolnieniu się z niej nabieramy pewności siebie, odkrywamy prawdziwe zainteresowania - szkoda tylko, że często jest już wtedy dość późno i przez to trudniej
OdpowiedzUsuńOch, dokładnie! Po skończeniu szkoły od razu człowieka wypełnia inna energia i chęć do działania, po tylu latach stłumionej kreatywności :)
UsuńW większości przypadków zdecydowanie tak się kończy... Ja po skończeniu szkoły poczułam, że w końcu oddycham i mogę robić to, co chcę.
UsuńZgadzam się z tym, że uczymy się w szkole tabliczki mnożenia a nie potrafimy wyrazić swojego zdania. Niektórzy nawet takiego zdania nie mają, bo też ich tego nikt nie nauczył. Że nie muszą się ze wszystkimi zgadzać tylko mogą myśleć co chcą. I jeszcze nie wierzymy w to, że możemy osiągnąć wszystko. To smutne. Ja dowiedziałam się tego w wieku 16 lat, ale niektórzy umierają z niespełnionymi marzeniami, bo nie mieli świadomości, że one są do spełnienia.
OdpowiedzUsuńTo smutne, choć mam w sobie dużą nadzieję na to, że kiedyś zajdą na tym polu jakieś ważne zmiany i w końcu większość dzieci nie będzie wychodziła ze szkoły z podciętymi skrzydłami.
UsuńJa ciągle jestem na etapie uczenia się, by wyrażać własne zdanie, a nie wiecznie wszystkim potakiwać i udawać, że wszystko jest w porządku. Tak mam szczególnie teraz, kiedy wybrałam kierunek studiów, a zamiast słów wsparcia słyszę, że lepiej gdybym poszła gdzie indziej. Momentami już wykrzykuję, że to jest właśnie to, to jest mój wybór i tak zostanie. Kiedyś bym się zamknęła w sobie i przyznała rację wszystkim dookoła, zapominając zupełnie o swoich marzeniach. Wszystko, żeby tylko spełnić oczekiwania innych. I bardzo się cieszę, że teraz udało mi się to pokonać.
OdpowiedzUsuńTrzymam za Ciebie kciuki, Oluś! Nie daj się im i idź po swoje :)
UsuńWydaje mi się, że w Polsce mamy problem z mówieniem. Mówieniem o sobie, o swoich sukcesach - bo ktoś pomyśli, że się chwalimy, o swoich porażkach - bo powiedzą, że narzekamy i wymyślamy sobie problemy. Często nie wiemy, jak zareagować na wiele różnych sytuacji, ponieważ w różnych sytuacjach dorastaliśmy, różnych zachować jesteśmy nauczeni. Bardzo często spotykm się z tym, że inni ludzie mają zupełnie inne zdanie niż ja i czasem ciężko określić, co warto zrobić. Zawsze jednak staram się być rozważna w tym co mówię. Nie być buńczuczna, ale umieć zareagować w odpowiednim momencie. Różnie mi to wychodzi. Trzymam więc kciuki za Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie duży problem u nas. Narzekanie i krytyka, także nas samych, świetnie nam wychodzi, ale dobre słowa rzadko kiedy przechodzą przez gardło bezboleśnie. A szkoda!
Usuńsuper! jakbym czytała o sobie. jak byłam mniejsza, miałam dokładnie tak samo, jak Ty, przykład z bawieniem się z nielubianym dzieckiem tylko dlatego, że wszyscy to robią jest idealny xD
OdpowiedzUsuńcóż, trzeba przejść przez parę rzeczy i dojrzeć, by zrozumieć, że należy wyrażać własne zdanie i walczyć o swoje ;)
Nieśmiały dzieciak przybija piątkę! :D
UsuńZapomnieć o Twoim blogu? Nigdy! Odkąd odkryłam to miejsce, wracam do niego regularnie. Tekst jest niesamowity; świetnie nawiązuje do mojego obecnego stanu duszy i poczucia, że chciałabym zostawić kilka rzeczy za sobą. Prowadzę własnego bloga od ponad dwóch lat. Z perspektywy czasu widzę, że chyba nie do końca miałam na niego pomysł. Gdzieś po drodze zgubiłam siebie. Czuję, że to odpowiedni czas, aby zacząć od nowa. Dziękuję Ci za ten wpis! Będę wyczekiwać kolejnych tekstów! Pozdrawiam! S.
OdpowiedzUsuńJaki miód na moje serce! Dziękuję za tak wspaniałe słowa. I trzymam kciuki za Twoje nowe starty! :)
Usuń