Gdybyście zapytali czternastoletnią Klaudię o to, czy uważa się za piękną,
skrzywiłaby się nieznacznie i machinalnie zaprzeczyła. Piętnastoletnia Klaudia
wywróciłaby oczami, a rok później, zapytana o to samo, uśmiechnęłaby się nieuchwytnie,
odburknęła wygodną dla cudzego ucha odpowiedzią, a wieczorem stłumiłaby płacz w
poduszce. Nie wiedziała co to znaczy kochać siebie.
Moja mama wychowała
mnie w miłości i zawsze uczyła mnie, że jestem kimś ważnym. Nie mogła lepiej
wykonać tego zadania. Jednak przez kokon miłości i bezpieczeństwa, który
tworzyła wokół mnie od pierwszego dnia, kiedy pojawiłam się na tym świecie,
przebił się świat, który miał zupełnie inne plany ukształtowania młodego
człowieka, którym się stawałam. Dorastałam w czasach, gdy naprawdę szczupłe
kobiety znajdowały się na okładkach każdej gazety, anoreksja na wybiegach była
tematem tabu, a kobiety innych rozmiarów znajdowało się jedyne w gazetkach z
odzieżą dla puszystych. Ludzie byli przyzwyczajeni do tego, by wytykać palcami
to, co budziło wizualną odrazę, odstając od wykreowanych norm i nikt specjalnie
tego nie potępiał. O kochaniu siebie po prostu się nie mówiło.
Miałam
czternaście lat, gdy ostatecznie uwierzyłam, że szczęście znajdę w niskiej
liczbie na wadze. Życie wśród rówieśników, którzy stale między sobą
konkurowali, w społeczeństwie przepełnionym zawiścią i zazdrością, sprawiło, że
ja także zapragnęłam posiadać coś, czego inni mogliby mi zazdrościć. Tak odnalazłam
chudość, która pochłonęła moje życie na sześć lat. Przez sześć lat jedyną
rzeczą, o której bez znudzenia mogłam myśleć, był mój wygląd.
Nienawidziłam każdej części mojego ciała.
Płakałam z powodu kobiecych kształtów, których wszyscy mi zazdrościli, chowałam
się w luźnych ubraniach i zasłaniałam twarz grzywką. Chciałam zmian, każdą
możliwą drogą. Od diety do diety sukcesywnie osiągałam to, czego pragnęłam.
Ciągłe starania o bycie idealną czyniły moje ciało mniejszym i zakopywały mój
potencjał głęboko na dnie. Szczęście, którego szukałam i zwycięstwo, którego oczekiwałam,
nie pojawiło się nawet po tym, gdy efekty przerosły moje początkowe oczekiwania.
Myślałam, że w szczupłym i wysportowanym ciele odnajdę satysfakcję, ale gdy patrzyłam
w lustro, wciąż byłam brzydka. I nawet kiedy chciałam nauczyć się miłości,
zrozumieć i zaakceptować siebie, bezustannie potykałam się o standardy
wykreowane przez świat, nie mogąc znaleźć drogi do tego, by pokochać m n i e .
Myślałam, że ideał da mi satysfakcję. Myślałam,
że na tym polega szczęście – na byciu wystarczająco dobrą do tego, by być
kochaną. Na byciu wystarczająco piękną, by mnie podziwiano. Oczekiwałam, że
dieta rozwiąże moje problemy, że dzięki niej magicznie poczuję pewność siebie i
odwrócę swoje życie do góry nogami. Myślałam, że zwycięstwo w pięknie przyniesie
mi świat pełen kolorów, który już nigdy nie stanie się szary i brzydki. Nie
wiedziałam, że pogoń za ideałem zmieni pstrokatą fotografię mojego życia w
smutny negatyw.
Cieszę się, że nie muszę kończyć tej historii w
tak dramatycznym odcieniu. Piszę to z uśmiechem na ustach, bo wiem, że gdybym w
jakiś magiczny sposób mogła zmaterializować się w moim pokoju w czasie, kiedy
miałam czternaście lat, usiadłabym na malinowej sofie i chwyciwszy dłoń młodej
dziewczyny, w której głowie szalały
nieokiełznane myśli pełne braku samoakceptacji, z czułością powiedziałabym : ”Proszę,
nigdy nie wątp w to, że jesteś piękna.”. Dziś już wiem, że każdy z nas jest
zjawiskowy.
Przez lata zmagałam się z wyimaginowanym obrazem
w głowie, który nawet nie przypominał mnie, ale znienawidzoną postać, której
każdy mankament był widoczny w przesadzonym kontraście. Nie mogłam oczekiwać,
że nienaganna prezencja uczyni mój świat pełnym, kiedy moja dusza niemal uschła;
kiedy nie miałam w sobie miłości, którą mogłabym walczyć z otaczającą mnie
obłudą. Bo w tym całym pięknie właśnie o to chodziło – nie o ciało, nie o
kilogramy na wadze, nie o wystające kości biodrowe, ale o to, bym w końcu
poczuła, że coś znaczę; bym poczuła, że mój świat jest pełny, bo ja sama sobie
wystarczam taka, jaka jestem.
Świat wciąż jest pełny ideałów, których nikt
nie potrafi dosięgnąć. Internet wciąż jest wypełniony ludźmi zarabiającymi na
wizualnym pięknie, których śledzą miliony osób przepełnionych pragnieniem
nieosiągalnej sławy i bogactwa. Dziś, może nawet bardziej niż kiedyś, jesteśmy
narażeni na przekonywujące sugestie świata mediów, próbujące zamknąć nasz świat
w dopuszczalnych dla siebie ramach, gdzie miejsce przy stole możesz zająć tylko
wtedy, kiedy bezwzględną pracą zasłużysz na to, by się dopasować. Poczucie
estetyki jest czymś zupełnie innym, niż piękno, ale my wciąż bezlitośnie kreujemy wizualne standardy,
którym nikt nie jest w stanie sprostać.
Myślę, że w całym tym chaosie ideałów wcale nie
chodzi o wygląd. To przepełniającą nas pustkę staramy się wypełnić czymś, co na
pierwszy rzut oka najłatwiej zmienić. Wierzymy, że jeśli ktoś uzna nas za
szczęśliwych, w końcu tacy się poczujemy; że cudze uznanie może w końcu zapewni
nam satysfakcję, a serce przestanie rwać się do rzeczy, których nie potrafimy
nazwać.
Nie wiedziałam jak nauczyć się kochać moje
ciało i czasem wciąż nie potrafię tego robić. Wiem jednak jak kochać siebie, bo
rozumiem, że jestem czymś znacznie więcej, niż liczba wyskakująca na łazienkowej
wadze. Rozumiem, że moje ciało się zmienia i każdego dnia robi wszystko, co
tylko w jego mocy, by utrzymać mnie przy życiu. Wciąż jestem za to wdzięczna.
Wiem, że czasem prawdziwa miłość to dbanie o siebie, kontrolne badanie krwi i
odpoczynek w środowy wieczór, nawet jeśli obowiązki następnych dni zaprzątają
moje myśli. Rozumiem, że czasem hormony robią ze mnie wariatkę i że dla zdrowej
relacji z samą sobą oraz moim otoczeniem, nie mogę stawiać się w pozycji
ofiary. Wiem, że za bardzo lubię słodycze i że czasem to niezdrowe, tak dużo
ich jeść. Wiem, że nic nie jest w stanie odebrać mi inteligencji i wiedzy,
którą posiadam; że serce pełne miłości jest wartością samą w sobie i nie muszę być
nikim więcej, jeśli tylko będę dobrym człowiekiem. Czasem czuję się seksownie,
czasem trochę pomarudzę na moje uda, czy brzuch, ale w sercu czuję spokój i póki
mam się tak dobrze, jestem szczęśliwa. Wyglądając tak, jak wyglądam, bo w końcu
moje serce jest pełne i podpowiada mi, że mam znacznie więcej do zaoferowania, niż
ładna buzia i płaski brzuch – swoje serce i doświadczenie, którego nikt na
świecie nie powtórzy.
W końcu rozumiem. Przez całe życie tylko jedna
rzecz była we mnie brzydka – poczucie, że nie jestem piękna. Bo jeśli żyję w
świecie, w którym istnieje coś tak malowniczego jak gwiazdy, gdzie wszystko w
jakiś magiczny sposób egzystuje tak, bym mogła żyć i jeśli jestem istotą, która
może ten świat doświadczać najpełniej ze wszystkiego, co kiedykolwiek zostało
stworzone, to znaczy, że muszę być całkiem wyjątkowa. Tak samo jak Ty. Tak samo
jak każdy z nas. Nawet ten najbardziej zagubiony i odrzucony, jest aż tak
spektakularny, że rzucono cały świat do jego stóp. I nawet jeśli będziesz się starał
z całych sił, nie ma cienia szansy, że w t a k i m świecie możesz być kimś, kto przestanie się
liczyć.
41 komentarze
Ostatni akapit tylko sobie wydrukować i powiesić nad łóżkiem.
OdpowiedzUsuń<3
UsuńBrawo :) Ten tekst trzeba puszczać dalej. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńFeliks, czyli Fotospacer
Jak niezmiernie mi miło! Dziękuję, z głębi serca :)
UsuńBrawo :) Ten tekst trzeba puszczać dalej. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńFeliks, czyli Fotospacer
Tak bardzo bliski mi temat i tak potrzebny tekst w tym momencie, dziękuję!
OdpowiedzUsuń❤️
UsuńTak się cieszę, moja droga! Trzymam kciuki <3
Usuńświetny artykuł, wspaniale przypieczętowany ostatnim akapitem :) czasem ciężko nam uwierzyć w siebie, ale właśnie od tego pracę nad samym sobą trzeba zacząć. bez poczucia, że jesteśmy piękni i niepowtarzalni ciężko nam będzie pójść naprzód. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Dokładnie, bez miłości do siebie ani rusz - sama zmiana będzie umotywowana złymi pobudkami i pewnie mało przyniesie :)
UsuńKlau, jesteś przepiękną kobietą, a serducho to już w ogóle masz najpiękniejsze.
OdpowiedzUsuńOstatnio było mi na nowo źle ze sobą - tym razem z odwrotnej przyczyny niż kiedyś, tym razem chcę więcej kobiecości, nie chcę chudych łapek i nóżek jak u trzynastolatki. Do tego dochodzą problemy zdrowotne - i jak tu znaleźć w tym wszystkim miłość do siebie? Bywa ciężko, ale i tak jestem już na końcu tej drogi i swoje wywalczyłam. Cieszę się przeogromnie, że i Tobie się udało. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak szerzyć to wśród innych wspaniałych dziewczyn, które pustkę usiłują ukryć, zajmując się kolejną dietą, która może okazać się o wiele bardziej zgubna, niż mogłoby się wydawać.
PS. Tak bardzo chciałabym móc Cię w końcu spotkać i mocno przytulić!
N., Ty chyba chcesz, żebym się rozpłynęła!
UsuńOj, Nacia, przecież każdy jest inny! Trzymam kciuki za Twoje pragnienia, ale dla mnie już jesteś absolutnie przepiękna <3
Będę się odzywać, jeśli przejazdem znajdę się w Krakowie! :)
Dobrze napisane. Cały czas jesteśmy zalewani super-kobietami, wszystkie social media jeszcze bardziej potęgują to, że nie jesteśmy idealne.
OdpowiedzUsuńAle jesteśmy zjawiskowe. Każda z nas nauczy się tego, prędzej czy później.
Zjawiskowe, piękne, warte przenoszenia gór! I Panowie także :)
UsuńJestes piekna. Masz piekny przekaz. Do tego piszesz tak pięknie, że i ja poczułam sie piękna:)
OdpowiedzUsuńCiepło mi na sercu :) Dziękuję, tylko to chciałam osiągnąć tym postem! :)
UsuńTo było przepiękne...Sama mam praktycznie te same problemy i twój artykuł...Cóż...Może od razu nie pozwoli mi zacząć inaczej na siebie patrzeć,ale przynajmniej zwrócił mi uwagę,że nie warto myśleć,że pewność siebie zyska się dzięki odpowiedniej wadze.
OdpowiedzUsuńBędę do niego wracać w chwilach załamania ;)
Ja wierzę w to, że pewność siebie uzyska się poprzez pielęgnowanie swojej osobowości. Światu prezentujemy się tym co mamy w sercu i w głowie. Po co nam piękna okładka, skoro czar pryska, gdy otwieramy usta? Co innego się liczy! :)
UsuńTrzymam za Ciebie kciuki! :)
Odkryłam Twojego bloga kilka dni temu i od razu poczułam, że to miejsce dla mnie... Wiele mnie z Tobą łączy- po pierwsze kierunek studiów (:D), po drugie- jak to ujęłaś w zakładce "o mnie"- brak umiejętności zwięzłego pisania(bo sama pisuję wiele rzeczy, w tym od niedawna bloga, na którego, jeśli będziesz mieć czas i ochotę serdecznie zapraszam ;)), po trzecie- dzięki instagramowi zaobserwowałam , że obecnie- podobnie ja ja- przebywasz w Hiszpanii ;) No i po czwarte wreszcie- dzięki temu wpisowi- widzę, że w tych samych latach życia dręczyły nas podobne koszmary... Dlatego Twój blog, a zwłaszcza ten właśnie wpis jest bardzo bliski mojemu sercu <3 Najbardziej poruszyły mnie słowa : "Nawet ten najbardziej zagubiony i odrzucony, jest aż tak spektakularny, że rzucono cały świat do jego stóp". No nic- gorąco pozdrawiam i będę TU wpadać! :)
OdpowiedzUsuńJak miło to wszystko czytać! :) Na bloga naturalnie wpadnę w wolnej chwili i dziękuję za wszystkie miłe słowa <3 Buziaki!
UsuńCzytając ten wpis, czułam jakby ktoś opis mój świat kiedy byłam W podobnym wieku. ..jestem wzruszona! Ostatni akapit mistrzem !
OdpowiedzUsuńI ja również jestem wzruszona tym komentarzem! Dziękuję <3
UsuńCieszę się ogromnie, że jesteś tak mądrą osobą i przekazujesz tak innym. Ciężko mi czasami zrozumieć świat, w którym wszystko otacza się wokół wąskiej talii, a kolejne osoby z płaczem patrzą na siebie w lustrze. Tak, mnie też to dotknęło. Wpadłam w dołek, z którego przez kilka lat tak ciężko było mi się wydostać. Dzisiaj jestem spokojna, jestem na etapie "lubienia siebie" i doceniania tego, co mam. Czasami o niczym innym nie marzę jak o tym, by cofnąć czas i złapać się trzy lata temu za rękę. Złapać każdego, komu w głowie siedzi to samo, co mi wtedy.
OdpowiedzUsuńJesteś najpiękniejszą osobą, K.
Też nie rozumiem takiego świata i nie chcę go takiego widzieć. Czas na zmiany! :)
UsuńJak się cieszę, czytając, że lubisz siebie! Jednak mam nadzieję, że niedługo przeczytam "kocham" <3
Dziękuję, M. Jesteś kochana <3
Piękny tekst! Kochać siebie to podstawa naszego życia. Jeśli my sami nie pokochamy siebie, to nikt inny tego nie zrobi. Dobrze, że to zrozumiałaś :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) Dokładnie <3
UsuńAle masz talent wiesz? Dawno nie czytałam tak mocnego wpisu, tak aktualnego i pokrzepiającego. Przykro mi, że tak myślałaś o sobie, szczerze to masz piękną budowę ciała i aż ciężki mi to sobie wyobrazić. I do tego jesteś mega kobieca i masz piękne wnętrze.Smuci mnie to jakoś, że tak się dzieje, że nawet tak silne osoby wątpią w siebie w pewnym momencie życia. Jak dobrze, że już odzyskałaś siebie!
OdpowiedzUsuńDziękuję za tyle wspaniałych słów, kochana! Wielki buziak dla Ciebie <3
Usuńszczerze i odważnie napisane
OdpowiedzUsuńludzie powinni w końcu zrozumieć, że nie ma jednego idealnego wzorca i to różnorodność jest piękna
gdyby każdy roztaczał wokół taką pozytywną aurę jak Ty świat byłby wspaniałym miejscem:)
w ogóle szczególnie ostatnio bardzo lubię patrzeć na ulicy na ludzi, którzy czymś się wyróżniają, są naturalni, uśmiechnięci, ubrani w fajny niewymuszony sposób, a przy tym często 'niedoskonali' i właśnie dzięki temu wyjątkowi
UsuńJejku, dziękuję! <3
UsuńJa też tak mam! Uwielbiam różnorodność! :)
Zawsze, kiedy zaczynam lekturę Twojego tekstu, mam w głowie "tak, dziś napiszę w końcu coś mądrego!", ale gdy kończę, nie jestem w stanie zrobić tego, co sobie przykazałam. Zwyczajnie odbiera mi mowę...
OdpowiedzUsuńTak się cieszę, że tę drogę masz już za sobą, bo jesteś przewspaniałą kobietą i mam nadzieję, że w końcu będzie nam dane to spotkanie! (&jak tylko się czegoś dowiem w sprawie mojego wypadu, dam znać!)
Sama zawsze miałam problem z akceptacją siebie i choć brak u mnie (dzięki Bogu) tragicznych historii z tym związanych, odkąd pamiętam, miałam z tym zawsze pod górkę. Chociaż pracy przede mną jeszcze sporo, muszę przyznać, że sama siebie podziwiam, że mimo wszystkich zdarzeń, jakie mnie spotkały, wciąż brnę uparcie przed siebie i nie daję sobie zawracać głowy estetycznymi błahostkami. Nie mam już na nie czasu i wiem, że jestem czymś więcej niż fałdka na brzuchu, cellulit i odrost na włosach.
Ściskam Cię mocno, kochana <3
I w końcu się spotkałyśmy! :D<3
UsuńJak pięknie napisałaś, K. Jesteśmy czymś znacznie więcej :)
Buziaki!
Nie będę oryginalna pisząc, jak bardzo podoba mi się to, co zawarłaś w powyższym poście - i nie tylko co, ale również jak.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wyszłaś z tego pełnego niepokoju etapu, że zrozumiałaś, co robisz źle. Drugie zdanie ostatniego akapitu - chylę czoła i szeroko się uśmiecham.
Pozdrawiam ciepło :).
Tak bardzo dziękuję za te ciepłe słowa! Ściskam mocno, xxx <3
UsuńKiedy wstajesz codziennie z rana powtarzaj sobie to co jest całkowitą prawdą - jestem piękna na zewnątrz, a wnętrze mam jeszcze piękniejsze ;) Mam nadzieję, że Twój tekst trafi do osób, które właśnie takiego świadectwa potrzebują ;)
OdpowiedzUsuńOch mamo... dziękuję, jesteś kochana! I ja również mam taką nadzieję, niczego więcej nie pragnę :)
UsuńTrafiłam tu zupełnie przez przypadek i zakochałam się w tym blogu od razu!
OdpowiedzUsuńPoruszasz wspaniałe tematy i piszesz tak od serca ! Zostaję tu na zawsze ! ;D
Obserwuję ;)
Jejku, jejku, jej! Witam najserdeczniej i przesyłam uściski <3
UsuńTyle siebie odnajduję w Twoich słowach. Tyle braku akceptacji i poczucia ciągłej niedoskonałości. To przykre,że jest tak dużo osób, które ma poczucie własnej niższości.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało Ci się z tego wyjść, trzymam kciuki za innych (w tym, niestety, za siebie).
Trzymam kciuki za Ciebie jak najmocniej mogę. Wierzę, że Ci się uda!
Usuń