tekst
I pewnego dnia mi wyszło (ale wcześniej straciłam trochę czasu)
23:07
Żeby zbyt drastycznie nie odrywać nas od
noworocznego ducha postanowień, myślałam jak to jest z ich skutecznością. Od
kilku lat istnieje mit, że siłownie w pierwszych dniach stycznia zapełniają się
ochotnikami do zdrowego trybu życia ze słomianym zapałem i już po kilku
tygodniach nie ma po nich śladu (choć to i tak bardzo optymistyczna wersja). Ale
czy tak nie jest ze wszystkim? Zawsze jest nas tłum – wszyscy pragniemy zmian i
dobrego życia. Za szczęściem gonimy jak szaleńcy, w sumie na oślep, bo nikt nie
wie gdzie go szukać. Przemknie się jeden, czy drugi i w porywie noworocznych
postanowień szczęśliwie zdąży wyrobić sobie zdrowy nawyk dążenia do celu.
Reszta odpadnie. Może w przyszłym roku natkniemy się na znajome twarze,
przekraczając noworoczną metę. A może gdzieś przed wakacjami, w trakcie
urodzin, może po śmierci cioci Zeni, kiedy zdamy sobie sprawę, że życie jakieś
takie krótkie i wypadałoby z nim coś kurcze zrobić? Ja bym się nawet pokusiła o
przejrzenie kalendarza. Kilka dat maniakalnie przebiegało przez moje życie,
jako chwile idealne by w końcu coś ze sobą zrobić. Straciły na autentyczności
po trzecim razie, gdy nie przyniosły pożądanych zmian.
Pół biedy z tymi, którzy próbują. Jest szansa
na to, że za którymś razem coś właściwie zatrybi i pójdą do przodu. Co jednak z
tymi, którzy starać się w ogóle nie chcą? Jak my wszyscy, mają całkiem logiczny
plan. W zasadzie dałoby się zrobić z tego jakiś użytek. Gdyby tak… no gdyby
tylko tak postanowić go zrealizować!
Każdy z nas zna osobę (a może sam nią jesteś),
która pragnie od życia wielkich rzeczy, ale wielkich poświęceń unika jak pijany
rowerzysta chodnika (bo jeśli już trzeba jechać, to czemu nie środkiem
jezdni?). Zawsze jest plan, lecz brak mu wykonawcy. Bo nikt nie płaci za robociznę,
a samemu tak jakoś ciężko za darmo chwycić za łopatę. Nawet we własnym
interesie.
Kiedyś nawet stwierdziłam, że jak już wszystkim
się udaje, a mi nie to lepiej odpuścić i zapomnieć. Jadłabym co chciała, spaliłabym
licealne książki, przytyłabym do foczych wymiarów i umarła na nowotwór
wszelkiego rodzaju, ale przynajmniej obejrzałabym wszystkie odcinki „Plotkary”,
wpatrzona w życie, którego nigdy nie będę miała. I może rzeczywiście nigdy mnie
to nie spotka. Nie jestem nawet przekonana czy tego bym chciała. Ale mam
niektóre rzeczy, swoje rzeczy, o które warto walczyć.
Może czasem po prostu warto poświęcić chwilę na
zaparzenie sobie kawy i zaplanowanie pierwszego dnia? Zmiany zaczynamy od reform w codzienności. Nowy rok to nie nowe
życie, ale każdy z nas może wykreować nowy krok, którym ruszy przed siebie.
Nawet jeśli nie zrobiłeś tego równo z chwilą, gdy zegar uderzył w jedynkę. Odpowiedni
czas jest przereklamowany. A jeśli wciąż tkwisz, czekając na cud, może
powinieneś rozważyć fakt, że stoisz w miejscu nie ze względu na zrządzenie losu.
Stagnacja to wybór. I nic tego nie zmieni, dopóki sam nie postanowisz, że można
inaczej.
Witam Was w tym Nowym Roku z dużą dawką energii i chęci do rozwoju! Mam nadzieję, że ten rok przyniesie Wam dużo pozytywnych zmian i w końcu wykorzystacie drzemiący w Was potencjał :)
Ściskam Was gorąco w ten lodowaty, zimowy wieczór! xx
21 komentarze
Odpowiedni czas jest zawsze. Jest teraz. I to wlasnie w takim niepozornym czasie, bez przełomowych dat, coś u mnie "zatrybiło". Jestem dopiero amatorem w skreślaniu kolejnych punktów ze swej listy celów i marzeń, ale nikt od razu nie został mistrzem! :) no i tak sobie myślę, że samo zapisywanie ma moc sprawczą, zarówno w organizowaniu swojego dnia, jak i przyszłości. Chociaż, oczywiście, samo zapisanie nic nie da - taka magia nie istnieje :D ale to dobrze, bo ominęłaby nas cała droga do celu, a tym samym całe mnóstwo życiowych lekcji.
OdpowiedzUsuńU mnie było podobnie. Kiedyś pomyślałam... a co gdyby tak żyć jakoś inaczej? I się stało, i się dzieje :)
UsuńJa jestem fanką organizowania. To zdecydowanie pomaga wycisnąć z dnia 120% :)
Postanowienia noworoczne nie są zdecydowanie dla mnie... Nigdy się z nich nie wywiązuję i zawsze pod koniec roku czuję się jak nieudacznik :D Jeżeli już chodzi o listę rzeczy do zrobienia lub zwyczajne plany, to wolę ją sobie updatować co miesiąc, to mnie motywuje do działania :)
OdpowiedzUsuńW internetach wyskoczył mi kiedyś taki dialog:
Usuń- Nie schudnę. Nie kupię szpilek. Nie pojadę nad morze. Nie ukończę kursu. Nie nauczę się gotować.
- Coś dziwne te Twoje postanowienia noworoczne.
- Masz rację. To dlatego, że nigdy ich nie dotrzymuję. :)
Takie comiesięczne również praktykuję - to fajny czas, można skupić się na jednej rzeczy i stopniowo wprowadzać zmiany w życie :)
UsuńKarolina - a to dopiero miła odmiana postanowień! :P
Z moimi postanowieniami jest tak, że zawsze czekałam na lepszy czas. Jutro, w poniedziałek, w następnym miesiącu. I rok uciekał. A w tym roku, jak już Ci kiedyś pisałam, zdecydowałam że odpowiedni czas jest teraz. Bo skoro kiedyś chcę być szczęśliwa i realizować się, to dlaczego "kiedyś" nie może być właśnie dziś? Ruszyłam z kopyta w Nowym Roku i zobaczymy co mi z tego wyjdzie. Nie zakładam, że zrealizuję 100 % z moich planów, ale nawet 10% będzie krokiem na przód. A lepiej iść na przód małymi kroczkami niż stać w miejscu.
OdpowiedzUsuńDokładnie :) Każdy dzień jest właściwy i cieszę się z Twoich chęci zmian. Trzymam za Ciebie mocno kciuki! :)
UsuńLudzie mają ogromne marzenia i plany odnośnie swojej osoby, ale niestety często brakuje im najzwyczajniej w świecie odwagi i motywacji. I własnie od tego trzeba byłoby zacząć swoją wędrówkę na szczyt - nigdy nie będę taka/taki jak ta/tamten, ale to wcale nie oznacza, że mam być gorsza/gorszy. Jestem sobą, jestem wyjątkowa/y i to do czego dojdzie się o własnych siłach będę zawdzięczać tylko sobie i będę mogła być dumna/y! :)
OdpowiedzUsuńBrawo! Dokładnie tak :)
UsuńWszędzie mówi się, że wszelkie zmiany trzeba wprowadzać od DZISIAJ, bo jak się mówi "jutro zacznę biegać", "od Nowego Roku rzucę palenie" itd., to jakoś tak się składa, że to jutro będzie może za 4862563 dni, a Nowy Rok, owszem, ale nie ten i nie następny.
OdpowiedzUsuńZ tym się zgadzam, choć... przecież Nowy Rok też jest dniem - jeśli dla kogoś to jest "teraz" to super! :)
Usuńnigdy nie robię postanowień noworocznych, uważam, że lepiej stawiać sobie realne i mniej realne cele przez cały rok i dążyć do nich chociażby małymi krokami
OdpowiedzUsuńJa sobie stawiam, ale powtarzam sobie je co miesiąc. W zasadzie moje cele są bardzo do siebie przybliżone, bo wszystkie biegną w stronę jak najpełniejszej realizacji wyznawanych przeze mnie wartości. A te "większe" staram się od razu wcielać w życie. Jakoś nie myślę, że to są "cele", a robota do wykonania :)
Usuńja co roku walczę z idealistami i fanami postanowień - wychodzę z założenia, że gdyby ktoś serio chciał coś zmienić, postanowić, nie musiałby czekać na Nowy Rok... 1 stycznia coś sobie "postanowi", razem z grupką delikwentów, około połowy miesiąca wszyscy wymiękną i chociaż zagłuszą wyrzuty sumienia, "bo innym też się nie udało" :p
OdpowiedzUsuńJa nie walczę, bo Nowy Rok to też w końcu dzień. Ale rzeczywiście nie do końca widzę sens w uwielbieniu 1 stycznia jako nawału zadań i planów noworocznych. Jeśli już jakieś zmiany to stopniowo, bo przyjdzie się człowiekowi wypalić :)
UsuńJa może nie mam wiele konkretnych postanowień, a to dlatego, że zwykle, gdy chcę coś zmienić w moim życiu, to nie czekam na nowy rok, a zaczynam "od teraz". Jeśli postanawiam że nie jem słodyczy, to nie czekam na poniedziałek, aby móc jeszcze w tym tygodniu objadać się do woli :D A wiele osób tak robi, co jest dla mnie bardzo dziwne :) Tak czy inaczej, warto sobie postanawiać, wyznaczać cele, a nie siedzieć biernie, czekając nie wiadomo na co, bez względu na to czy to 1 stycznia, czy 6 - zawsze jest dobra pora :)
OdpowiedzUsuńI takie zmiany "od zaraz" są najlepsze i najbardziej skuteczne :)
UsuńU mnie bez porządnej organizacji ani rusz. Jednak często pięknie się zaczyna - tak wspaniale wszystko się rozpisuje i planuje, ale gdy przyjdzie co do czego to brak mi konsekwencji. Wiem z doświadczenia, że postanowienia noworoczne nie sprawdzają się u mnie wcale - dużo łatwiej jest mi coś wdrożyć w życie pod natchnieniem chwili :)
OdpowiedzUsuńJa też trochę uczyłam się konsekwentności wobec swoich założeń i planów, nawet tych dziennych... ale jeśli ja mogę, każdy może się nauczyć:)
UsuńWitaj! Dobrze się Ciebie czyta :-) jeszcze lepiej jak się czuje, że mamy podobne podejście do życia :-)
OdpowiedzUsuńA co do tematu, ja ostatnio bardziej się skupiłam na refleksji jak wykorzystuję czas i co mogę zrobić, żeby się w tym temacie poprawić :-) Bo wtedy te nasze postanowienia mają pole do lepszej realizacji :-D pozdrawiam pozytywną duszę :-)! basiawnuk.pl
Dziękuję Ci bardzo! :)
UsuńJa w ogóle nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak człowiek może realizować cele w kompletnym chaosie. Dobry plan to chyba kwintesencja sukcesu :)